niedziela, 20 września 2015

Sen 329. Menażeria ludzka

Dotarliśmy do domu w całości (nie licząc skatowanej i wysmarowanej czymś nieokreślonym walizki). Najcięższym etapem podróży okazało się czekanie na londyńskim Heathrow - zanim zaczął się ruch przy odprawie, 9 godzin siedzieliśmy i przysypialiśmy, łaziliśmy bez celu, obserwowaliśmy ludzi (pośród podróżnych wyłowiliśmy parę fajnych chłopaków, którzy ładnie trzymali się za ręce). Początkowo chcieliśmy udać się do centrum miasta, lecz w informacji powiedziano nam, że Londyn od kilku dni jest straszliwie zakorkowany i autobusy docierają na lotnisko nawet z dwugodzinnym opóźnieniem. Zrezygnowaliśmy. Część drogi do SP przespaliśmy wyciągnięci na fotelach (miejsca obok nas były wolne, więc, oparłszy się o siebie, spaliśmy w najlepsze).
Chyba od zawsze podróże były dobrą panoramą do obserwacji innych. Zdarza się spotkać naprawdę ciekawe przypadki ludzkich zachowań i postaw.
Nigdy nie zapomnę dwóch podróży TLK do Trójmiasta: 1. Do przedziału władowała się pani z córką (obie obszernych rozmiarów) i przez całą drogę obżerały się wszystkim, co miały: pomidorami, ogórkami, jajkami, pętami kiełbachy, grubymi pajdami chleba, kostkami żółtego sera, ale gdy zaczęły szuflować łyżkami konserwy wprost z puszek, musiałem wyjść na korytarz, gdyż zrobiło mi się po prostu niedobrze. 2. Nocnym pociągiem z Katowic do Gdyni jechali śląscy kibice GKS-u na mecz z gdyńską Arką... Krótko mówiąc: piekło Dantego jest niczym wobec tego, co się działo w wagonach... Sokistów w hełmach, z pałami i tarczami przybywało z każdą stacją (najgorzej było w Częstochowie, gdzie na peronie starli się nowi dosiadający kibice z tymi, co przyjechali z Katowic i z sokistami...)
A i teraz nie obyło się bez wrażeń. Szczególnie mocno dotknęła mnie jedna sytuacja. Na lotnisku w Pyrzowicach w kolejce do odprawy stały za nami dwie dziewczyny (obie - typ ważniary). Ich "rozmowa" wyglądała mniej więcej tak: Pierwsza: "Kurwa, jaka ja jestem szczęśliwa!" Druga: "A co ci się, kurwa, stało?" Pierwsza: "Nareszcie stąd spieprzam. Polska język strasznie trudna... ha ha ha... Cieszę się, że już nie będę musiała nim mówić..." Druga: "No, kurwa, ja też..." Wstyd i porażka! My, mieszkając tak daleko, codziennie tęsknimy za językiem polskim, książkami, telewizją w naszym języku i rozmowami w mieście. Dobrze, że w domu mówimy tylko po polsku i dużo czytamy, bo może i nam zaczęłoby grozić takie troglodyctwo jak tym dwóm "wielkim damom". Potem coś się szturchały i kiwały głowami na Błękitnookiego i kurwowały dalej. Bzyczek odwrócił się do nich plecami i wepchnął słuchawki w uszy.
I ton nieco zabawny: w samolocie do Luton przed nami siedziały dwie kobiety z dzieckiem. Jedna z nich wyciągnęła telefon (przykuł moją uwagę, gdyż mam taki sam) i wpisała hasło startowe: DUPA. Zachichotałem i szepnąłem o tym Bzyczkowi, a on skwitował krótko: "Jak sam widzisz -dupa jest dobra na wszystko!"
Teraz będziemy obserwować menażerię Brazylijczyków, bo tutaj także można spotkać typy o nieokreślonych proweniencjach i szalonych pomysłach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz