Dotarliśmy do domu w całości (nie licząc skatowanej i wysmarowanej czymś nieokreślonym walizki). Najcięższym etapem podróży okazało się czekanie na londyńskim Heathrow - zanim zaczął się ruch przy odprawie, 9 godzin siedzieliśmy i przysypialiśmy, łaziliśmy bez celu, obserwowaliśmy ludzi (pośród podróżnych wyłowiliśmy parę fajnych chłopaków, którzy ładnie trzymali się za ręce). Początkowo chcieliśmy udać się do centrum miasta, lecz w informacji powiedziano nam, że Londyn od kilku dni jest straszliwie zakorkowany i autobusy docierają na lotnisko nawet z dwugodzinnym opóźnieniem. Zrezygnowaliśmy. Część drogi do SP przespaliśmy wyciągnięci na fotelach (miejsca obok nas były wolne, więc, oparłszy się o siebie, spaliśmy w najlepsze).
Chyba od zawsze podróże były dobrą panoramą do obserwacji innych. Zdarza się spotkać naprawdę ciekawe przypadki ludzkich zachowań i postaw.
Nigdy nie zapomnę dwóch podróży TLK do Trójmiasta: 1. Do przedziału władowała się pani z córką (obie obszernych rozmiarów) i przez całą drogę obżerały się wszystkim, co miały: pomidorami, ogórkami, jajkami, pętami kiełbachy, grubymi pajdami chleba, kostkami żółtego sera, ale gdy zaczęły szuflować łyżkami konserwy wprost z puszek, musiałem wyjść na korytarz, gdyż zrobiło mi się po prostu niedobrze. 2. Nocnym pociągiem z Katowic do Gdyni jechali śląscy kibice GKS-u na mecz z gdyńską Arką... Krótko mówiąc: piekło Dantego jest niczym wobec tego, co się działo w wagonach... Sokistów w hełmach, z pałami i tarczami przybywało z każdą stacją (najgorzej było w Częstochowie, gdzie na peronie starli się nowi dosiadający kibice z tymi, co przyjechali z Katowic i z sokistami...)
A i teraz nie obyło się bez wrażeń. Szczególnie mocno dotknęła mnie jedna sytuacja. Na lotnisku w Pyrzowicach w kolejce do odprawy stały za nami dwie dziewczyny (obie - typ ważniary). Ich "rozmowa" wyglądała mniej więcej tak: Pierwsza: "Kurwa, jaka ja jestem szczęśliwa!" Druga: "A co ci się, kurwa, stało?" Pierwsza: "Nareszcie stąd spieprzam. Polska język strasznie trudna... ha ha ha... Cieszę się, że już nie będę musiała nim mówić..." Druga: "No, kurwa, ja też..." Wstyd i porażka! My, mieszkając tak daleko, codziennie tęsknimy za językiem polskim, książkami, telewizją w naszym języku i rozmowami w mieście. Dobrze, że w domu mówimy tylko po polsku i dużo czytamy, bo może i nam zaczęłoby grozić takie troglodyctwo jak tym dwóm "wielkim damom". Potem coś się szturchały i kiwały głowami na Błękitnookiego i kurwowały dalej. Bzyczek odwrócił się do nich plecami i wepchnął słuchawki w uszy.
I ton nieco zabawny: w samolocie do Luton przed nami siedziały dwie kobiety z dzieckiem. Jedna z nich wyciągnęła telefon (przykuł moją uwagę, gdyż mam taki sam) i wpisała hasło startowe: DUPA. Zachichotałem i szepnąłem o tym Bzyczkowi, a on skwitował krótko: "Jak sam widzisz -dupa jest dobra na wszystko!"
Teraz będziemy obserwować menażerię Brazylijczyków, bo tutaj także można spotkać typy o nieokreślonych proweniencjach i szalonych pomysłach...
Tagi
Anglia
(30)
Antropologia
(296)
Brazylia
(123)
Dzieciństwo
(9)
Dziwne przypadki Katty
(166)
Elbi
(77)
Emigracja
(156)
Fantasmagorie
(46)
Filmy i seriale
(32)
Fotki
(74)
Inne inności
(170)
Inne Lemury
(26)
Katta Supervisor
(7)
Książki
(44)
Lemur Błękitnooki
(187)
Lemur Brązowooki
(47)
Lemur Jasnowłosy
(4)
Lemur Zmartwychwstały
(3)
Markiza
(46)
Odkrycia Lemura
(18)
Okolice Lemurii Małej
(9)
Opowieść na faktach
(3)
Podróże
(82)
Powszechność
(58)
PPirx
(8)
Praca
(90)
Real Katty
(55)
Rozterki Katty
(54)
Sny Katty
(42)
Tęsknota
(71)
Uczucia
(128)
Wrażenia
(275)
Zabytkowe Miasto
(30)
Życiowa filozofia Katty
(49)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz