czwartek, 16 lutego 2012

Sen 4. Markiza

Najpierw zadzwoniła do drzwi.
Katta nie wstał z łóżka, bo właśnie zajęty był przytulaniem Jana i wpatrywaniem się w ścianę. 
Trzykrotnie walnęła pięścią w drzwi.
Katta zaciągnął kołdrę na uszy i podciągnął ogon pod siebie. 
Nie zważając na nic, z kopa wywaliła futrynę wraz z drzwiami ze ściany i weszła do środka. 
Zaszeleściła szarym workiem i podrapała się po kroczu, rozsiewając dokoła stado wściekłych mend łonowych.
Zamlaskała, łypnęła oczyskami, zazgrzytała kłami i z satysfakcją wycedziła:
"KOCHANIE, WRÓCIŁAM!"
To MARKIZA.
Pokój Katty wypłowiał. 
Kaktusy zwiędły.
Tapety odpadły.
I błąd za błędem, głupota za głupotą i Lemur nieumiejący policzyć: jeden, dwa, trzy, cztery...
Nieprzemyślane decyzje i wahadło zegara - GŁUPI - MĄDRY, GŁUPI - NIEMĄDRY, GŁUPI - DURNY, GŁUPI - KRETYN, CO ZA KRETYN...
A MARKIZA szeleszcząca workiem i poganiająca pejczem swoje pchły i mendy wiśta wio krwiopijcy dwunożni...
Wspaniały sens życia i Katta nadal śpiący...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz