niedziela, 25 sierpnia 2013

Sen 101. Idea Platonica po raz kolejny

Jeszcze tak całkiem niedawno pragnąłem spotkać się z Elbim. Planowałem wyjazd do Zabytkowego Miasta, wyobrażałem sobie, że spotkam go gdzieś w centrum, porozmawiamy, pójdziemy na kawę, odnowimy znajomość i będziemy w kontakcie. Dziś zmieniłem zdanie - jednak nie chciałbym, by się tak stało. Bałbym się takiego spotkania. Gdyby było ono zaplanowane, pewnie bym się zwymiotował wskutek dużej dawki stresu,  przypadkowe zaś rozchwiałoby mnie. Zmieniliśmy się obaj, minęło 5 lat od tamtych zdarzeń. Zabolałoby, gdyby minął mnie i nie rozpoznał. Nie wiem, jak on teraz wygląda(pewnie doskonale, jak zawsze), nie wiem, c o u niego, jeśli został z tą przyjaciółką, to do tej pory się już z nią ożenił, i chyba na Fb zamiast jego zdjęcia jest fotka jego syna (wiekowo by pasowało). Wtedy, w 2008 roku, wbił mi nóż w plecy, gdy okazało się, że będąc ze mną, spotyka się także z nią i potem wybrał ją. Gdyby odszedł do innego mężczyzny, jakoś bym to zrozumiał, zaakceptował, ale on odszedł do kobiety i to był cios poniżej pasa, nie spodziewałem się tego. Gdy przypadkowo to odkryłem, nie pomógł mi nawet śnieg garściami przykładany do twarzy i szyi. Minęło 5 lat, a ja nadal go kocham, ale spotkać się z nim nie chciałbym. Krępowałbym się go, on poukładał sobie życie, a ja nadal czekam na cud, który nigdy nie nadejdzie, bo wierzę ciągle w niego. Niechaj zostanie do końca moją ideą platonica, bo tylko go tak pamiętam - zmysłowo, eterycznie, nieosiągalnie, sennie i fantastycznie. Ponoć mówi się, że człowiek istnieje w naszym życiu tak długo, jak długo o nim pamiętamy. Niechaj i tak będzie - ja będę go pamiętał, on nie musi...

3 komentarze:

  1. Ja natomiast nie dostrzegam sprzeczności.. Właśnie idealizm, trwała niezmienna idea, jest tym co istotne. Bardzo być może, że tak jednak jest w świecie - są trwałe wartości, nieśmiertelne. I to jest być może Twoim udziałem i nie minie. To łatwe wcale nie jest, ale jednocześnie niejako kwintesencją tego co ważne i ocaleje. Usunąć? Według mnie i z moich doświadczeń - to niemożliwe i nie mija, nawet z latami, czy przy zacieraniu wspomnień. To jak próbować usunąć kawałek siebie.
    Przychodzi też rozeznanie się w tym co płynne, czasowe, w realnym świecie, otoczeniu zmieniającym się z nami zmieniającymi się czy tego jesteśmy świadomi, czy nie i stwierdzenie - nie ma powrotu (bo czas w jednym kierunku płynie), nie ma już kontynuacji, planów. Zresztą to było wiadome, ale przestaje tak bardzo "drażnić".. Po prostu przyznaje się w końcu - tak jest.
    To wszystko mimo wszystko jest dobre i godzi się, układa w myślach, uczuciach, sercu. Nie tracąc tego co najważniejsze, tego co nadaje sens.. Naprawdę tak myślę - pamięć siebie, swoich uczuć, świadomość jego wręcz idealnej trwałości.. niczym platońska idea, która znalazła w tym czasie, w tym miejscu, z tą osobą tak bliskie ideału odbicie. To Ty, tak podejrzewam. Dlaczego masz rezygnować z siebie? Mam nadzieję, że nie jest to konieczne. Czy nie jest tu ważna/istotna druga osoba..? No jest, istnieniem, a tak poza tym tylko wtedy gdy się realzuje relacja.. Bo każdy mimo wszystko odpowiada za siebie, swoje ja, ma swój los, swoje sumienie itp. Nie zawsze musimy rozumieć (a może nigdy?).

    I jest życie.. Dalej.. później.. nowe.. To nie rodzi sprzeczności. Nie wiem dlaczego tak jest, a jenak to możliwe, proste. Inne, nowe realcje, dalej są możliwe, rodza się i trwają niejako równolegle z tym wcześniejszym, które jest i będzie, nie ujmując ani nie tracąc nic. Nowy byt, nowa osoba, nowa relacja. To żadna powtórka, żadna "podmiana", czy zastąpienie, czy odrodzenie (a nowa to tylko określenie względem osi czasu;)). Nawet nie ma potrzeby porównania, tym bardziej jest dokładnie tak jak ma być z kimś.. Bo ważny jest wtedy ktoś jako on sam i to co rodzi się, jest, ważna jest szansa.. a potem dokałdnie to co być może i dokładnie tyle, ani więcej ani mniej.
    Trzeba dać szansę, odrzucić lęk o utratę tego co było (bo naprawdę tego się nie traci), odrzucić lęk, że nie będzie się uczciwym, czy wystarczająco.. jest się. Nowe nie niszczy dawnego.. nie musi. To jest decyzja, która jednak zależy od nas.
    To wg mnie jak refleksja nad dwoma chyba ważnymi pytaniami - czy ja umiem kochać/kocham i (dla mnie równie ważnego) czy jest się wolnym i jak ta wolność się realzuje:). Każdy ma swoje odpowiedzi, a może jeszcze inne pytania;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, dziękuję Ci za komentarze. Każda myśl, każda podpowiedź, każde spostrzeżenia są dla mnie ważne. Odpiszę Ci, jak tylko będę miał wolny dzień i proszę, nie kasuj swoich komentarzy. Pamiętam, że kiedyś napisałaś mi coś bardzo mądrego i interesującego, nie zdążyłem nawet odpowiedzieć, bo skasowałaś swoje wpisy, nawet nie wiem dlaczego...

      Usuń
    2. Przepraszam za usuwanie. Taki nawyk, głównie ze względu na doświadczenia z nierozumieniem u osób trzecich, gdy osobiste i jednak trudne do oddania w słowach tym bardziej. To w jakimś stopniu pogłębiało alienację.. bo o alienacji była mowa i o "wstrząsie" zupełnie niezależnym chyba od tego wszystkiego.
      To chyba najtrudniejsze - brak "racjonalnych" argumentów, coś co wymyka się trzeźwym osądom i wartościowaniu. Niestety wobec tego osobom trzecim nijak wyjasnić się chyba nie udawało, chciaż prób nie podejmowałam sama z siebie.. ba, najgorzej chyba w tym przeliczniku tj proporcjach czasu trwania i "po". I mimo wszystko nie chciałabym zmuszać się do sytuacji wysłuchania takiego zdziwnienia i wynikającej być może oceny. Nie, nie da się żałować. Mimo wszystko też nie ma żalu straconego czasu, bo w jakiż sposób miał być stracony.. Chociaż tak, nie było go w pełni, a to moje życie. To trudne odpowiedzieć na "nie ma tego kogoś", skoro intensywność jednak tak silna.
      Oczywiście to też za mną, próba zrozumienia poprzez - być może świadomość (podświadomość), że to czas skończony, coś w intuicji, chwytaniu chwil, spotęgowała intensywność doznań. I tak zostają te zdawało by się ulotne wrażenia, chociażby zapach.. i tylko to, miejsca w zupełnie inny sposób postrzegane. Problem polega na tym, że nijak też nie da się wytłumaczyć komukolwiek - nie mogę oszukać siebie ani pod względem umniejszenia, zbagatelizowania tego co było, ani nie oszukuję siebie w świadomej, wymuszonej pielęgnacji.. bo tak nie jest.
      Pozostaje niestety ta kwestia "wstrząsu" i "wyboru życia", bo to już wiem wpłynęło na właśnie usunięcie alienacji, muru, twierdzy, szkła, jednak. Na to, że w pełni świadoma egzystencja i bieżąca chwila powróciły w pełni, poza tym co ciągle intensywnie. Ludzie w okół byli w stanie dostrzec coś i bądź odsuwali się bezradnie, bądź oceniali (przeróżnie, choć niczego to nie zmieniało, nijak nie zbliżając się do "prawdy"), bądź z dobrymi intencjami zalecając zmiany. Trudno się dziwić. Intensywność i jakość życia to niewątpliwie to co nadaje znowu, nowy, inny sens i pozwala funkcjonować w pełni.
      [Wobec powrótu myśli do tego czasu Yuria Yato "Sayonara".. Przypadek, tamten czas, ponad dekada:). Czasem nie ma wyboru. Nie chce zmieniać i zmiany wszelkie obecnie absolutnie niepożądane. Łatwiej pogodzić się z brakiem wyboru, z niemożnością działań.. Nie myśleć jednak też racjonalnie o miejscach, możliwościach, potrzebie zostawienia info o zmianie adresu. Chyba poddać się pod tym względem i uszanować wolę losu.. skoro nie podjęło się walki. Mimo wszystko. Właśnie być może dlatego, że świadomość/podświadomość od pierwszych chwil po, że to bezcelowe]
      Pozdrwiam serdecznie

      Usuń