czwartek, 26 czerwca 2014

Sen 155. Co za banda!

Znów te osrajdupy się zebrały gromadą niedaleko domu i drą pyski na całego. Już drugą noc z rzędu wrzeszczą, kwiczą, wyją, gdaczą, kwaczą i piszczą jakby je ktoś z piór na żywca obskubywał. Rozumiem, że niedaleko jest port, ale trochę szacunku dla śpiących ludzi by się przydało. Normalnie ocipieć można, bo ptaszory wścieku dostały. Wczorajszej nocy Błękitnooki w samych bokserkach na werandę wybiegł i rzucał w ich kierunku czym popadło - butelką wody, sztućcami (musiałem resztę schować, gdyż nie zostałby w domu ani jeden widelec), rolką papieru toaletowego (do tej pory wisi rozwinięta na drzewie), potem złapał moją poduchę i z okna sypialni wycelował w jednego rozwrzeszczanego obsrańca i: "Spierdalaj stąd kaczodziobie! Spać chcemy!", się zamachnął w jego kierunku. W ostatniej chwili uratowałem swojego jaśka. Kątem oka zauważyłem, że ptaszor się w ogóle tym nie przejął, bo zagdakał przeraźliwie, zwalił wielką kupę wprost na chodnik i odleciał. Błękitnookiemu żyła skoczyła i nie zasnął już do czasu pobudki do pracy. Dzisiejszej nocy mamy powtórkę z rozrywki. Aby rozweselić Błękitnookiego zapytałem: "A może te ptaszory jakiejś cieczki dostały i się gonią jak zwariowane?". Spojrzał na mnie zaskoczony i skwitował krótko: "Nie pozwolę, by ich było więcej! Jutro kupię kilo arszeniku i zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni!" Życie w Belo Horizonte do łatwych nie należy... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz