środa, 27 listopada 2019

610. Czy cuda się zdarzają??

Niecierpliwie czekam na rozwiązanie jednej sprawy, w którą wplątałem się z własnej winy i ciekawości zarazem. Z jednej strony straciłem nadzieję na pozytywne jej rozwiązanie, z drugiej strony tli się jeszcze we mnie maleńki płomyczek nadziei. Aktualnie znajduję się między młotem a kowadłem. Poniedziałek. Poniedziałek o wszystkim przesądzi.

Błękitnooki naciska, bym pakował walizki i jechał do niego. Zaparł się jak chyba jeszcze nigdy. Złości się i klnie pod nosem, gdy tłumaczę mu, że to nie jest takie proste. Powiedział, że przyjedzie i skopie mi tyłek, a w czasie, gdy będę beczał w kącie, sam spakuje moje graty...

Minął już tydzień, jak odszedłem z pracy. Kontakt mam tylko z Carlosem, poza tym ani jedna osoba, która nazywała się "moim przyjacielem" do mnie nie napisała ani nie zadzwoniła. Nikt nie zapytał, jak się mam, ani nawet o to, co w ogóle się stało. Potwierdziło się to, o czym pisałem w jednym z poprzednich postów. Już mnie to kompletnie nie obchodzi.

Z Carlosem spotkałem się w miniony piątek. Sporo rozmawialiśmy o tym, co się stało - machnął ręką i spokojnie oznajmił: "Za tydzień nie będą pamiętać twojego imienia i tego, że tam pracowałeś. Pamiętaj, z ludzką zawiścią nie wygrasz. Zniszczą cię małymi kroczkami, bo nie jesteś Anglikiem, a jesteś lepszy od nich!" Teraz wiem, że sam popełniłem poważny błąd, bo niepotrzebnie pokazałem im, że potrafię zrobić wiele rzeczy i właśnie to obróciło się przeciwko mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz