czwartek, 31 maja 2012

Sen 16. Jak to naprawdę było

Wszedł do mieszkania i usiadł w fotelu. Rozejrzał się po pokoju i wbił wzrok w dywan. Oparł dłonie na podłokietnikach i nerwowo skubał frędzle koca. Przyjrzałem mu się uważnie i usiadłem w fotelu naprzeciwko. Jak zawsze ubrany był gustownie i elegancko i skromnie zarazem, wszystko do siebie było idealnie dopasowane. Okularki zamienił na soczewki kontaktowe. Siedząc przy nim, odkryłem, że w porównaniu z jego stylem i prezencją wyglądam jak lump w tej swojej czerwonej bawełnianej koszulce i zwykłych dżinsach. On atrakcyjny elegant z najwyższej półki atrakcyjności, zaś ja typowy wsiór, z którym wstyd się w mieście pokazać. Zanurzył swe długie i smukłe palce w fałdach kapy i czekał na to, aż zacznę rozmowę. Chciałem, by to on zaczął. Milczeliśmy. Ciszę przerywały jedynie odgłosy z ulicy oraz spiker serwisu informacyjnego emitowanego w telewizji. 
Z tłukącym się sercem i ściśniętym gardłem zacząłem rozmowę.
- Nie rozumiem ostatnich twoich smsów i tego wszystkiego, co się ostatnio dzieje.
Spojrzał na mnie i znów wbił wzrok w dywan. Nadal milczał.
- Powiedz coś, bo już sam niczego nie wiem, nie wiem, co się dzieje, nie wiem, co mam zrobić...
Podniósł wzrok i dłużej zatrzymał go na mnie.
- Nie pasujemy do siebie... - Odezwał się po chwili.
- A co z tym, co było między nami? Wtedy pasowaliśmy? Teraz już nie?
Nie odpowiedział. Spojrzał w okno, jakby chciał przez nie uciec.
- Chciałem, byś był. Po prostu, byś był. 
- Co teraz będzie? - Zapytałem po chwili.
- To koniec. Odchodzę - wydusił z siebie po chwili. 
Nasz wzrok się spotkał na chwilę, by jego spojrzenie natychmiastowo utkwiło w parkiecie.
- Aha... - tylko na tyle w tej chwili było mnie stać. 
Zapadło ponure milczenie. Nie wiem, o czym myślał, bo zapatrzył się w telewizor i od czasu do czasu na jego twarzy pojawiał się dziwny grymas, niby to uśmiech, niby nieokreślony kaprys, niby złośliwa ironia i kpina. Przyglądając mu się ukradkiem, stwierdziłem, że poniosłem klęskę na całej linii. Nie wiedziałem tylko, co było jej przyczyną.
Nagle wstał.
- To ja już pójdę sobie - zagaił.
- Więc nie powiesz mi, o co tak na serio chodzi?
- Nie pasujemy do siebie, tyle. 
Wyszedł do przedpokoju i zaczął wiązać buty. Ręce mi się trzęsły, płacz dusił. Zaciskałem szczęki, by nie buchnąć szlochem. Stłumiłem zdenerwowanie tak, by niczego nie zauważył.
- Czy mogę cię ostatni raz przytulić? - Zapytałem i sam się sobie zdziwiłem, że w ogóle mogłem o coś takiego zapytać. 
Spojrzał na mnie tymi swymi niebieskimi oczyma i lekko rozchylił usta. Podszedłem do niego i zarzuciłem mu ręce na ramiona i przywarłem mocno do jego kurtki. Drżał. Wciągałem jego zapach, pochłaniałem ciepło jego szyi, wiedząc, iż nigdy więcej ich nie poczuję. Dusił mnie płacz i ogromny żal. Nie zdradziłem się swoim przerażeniem. Nagle poczułem jego rękę na moich plecach i to, że przywarł do mnie mocniej. Nie chciałem go wypuszczać z tego uścisku, nie chciałem kończyć tak wspaniałego uczucia, lecz wiedziałem, że nie można tego przedłużać. Spojrzałem mu w oczy, pocałowałem w policzek i składając ręce na klatce piersiowej odsunąłem się pod ścianę. 
Obserwowałem każdy jego najmniejszy ruch, gest, uśmiech, spojrzenie, wsłuchiwałem się w każdy oddech, chciałem jak najwięcej zatrzymać dla siebie z tej chwili, gdyż wiedziałem, że nigdy więcej go nie zobaczę.
Wyszedł na korytarz.
- To nie twoja wina - powiedział i zbiegł po schodach. 
Stałem z opuszczonymi rękoma na klatce schodowej tak długo, aż nie zamknęły się za nim dolne drzwi. Zgasło światło, a ja nadal stałem i patrzyłem w ciemność. Wróciłem do mieszkania, pogasiłem lampy i usiadłem najpierw w fotelu, w którym siedział on (nadal na kocu było jego ciepło i przesiąknięty był jego zapachem), potem w kącie, tuż za piecem kaflowym. Zapatrzyłem się gdzieś przed siebie.
Rano moje oczy ciągle były suche...


3 komentarze:

  1. Dobrze ubrany pustak! Gdyby rzeczywiście miał klasę, nie odszedłby bez szczerej rozmowy i wyjaśnienia przyczyny rozstania. "To nie twoja wina" i "nie pasujemy do siebie" nie jest żadnym wyjaśnieniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc tak wyglądało pożegnanie Elbiego z Tobą... Wydaje mi się, że rozumiem tę jego enigmatyczność pożegnalną... Okrutną, tak. Również dla niego samego....

    OdpowiedzUsuń