poniedziałek, 14 stycznia 2013

Sen 42. Przypadkowe spotkanie

Zmierzchało się już, gdy wszedłem do domu. Zastałem Błękitnookiego pochylonego nad kuchennym stołem. Czytał jakąś gazetę. Obok niej rozstawione były puste lampki po winie, talerzyki, sztućce i rozkrojona makowa tarta. Gdy mnie dostrzegł, zaczął zbierać ze stołu naczynia i wstawił wodę do gotowania.
- Cześć... Miałeś gości? - Spytałem bez większego zainteresowania.
- Gościa - odparł i uruchomił zmywarkę.
- Jestem padnięty... Marzę tylko o gorącej kąpieli i o spaniu - nie drążyłem zamkniętego już tematu tajemniczych odwiedzin przy winie.
- Chcesz masalę na kolację? - Zapytał.
- Nie. Napiję się tylko herbaty z miodem - rozpiąłem ciemny blezer i zawiesiłem go na oparciu wysokiego krzesła.
Obserwowałem Błękitnookiego, jak krząta się po kuchni. Z tylniej kieszeni spodni zwisała mu kuchenna ścierka. 
- Co sądzisz o przypadkowym spotkaniu kogoś, kogo nie widziałeś kilka lat? - Zapytał nagle i oparł się o pracującą zmywarkę.
- Hmmm... Takie spotkanie ma pełno wad i zalet - spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
- Zdarza się tak, że zrywasz z kimś kontakt i mijają lata. Ten ktoś się nie odzywa, nie pisze, kompletnie nie wiesz, co u niego, nie wiesz nawet tego czy żyje...
- Nieraz tak bywa - odparłem, nadal z ciekawością zerkając na niego.
- I nagle wpadasz na tę osobę w mieście - kontynuował - i nie wiesz, jak się zachować. Czemu się tak dzieje?
- Bo nie jesteś przygotowany na to. Odległy czas wymazał wspólne tematy, wspólne zainteresowania wyblakły, my się zmieniliśmy, świat się zmienił i dlatego często nie ma wtedy o czym rozmawiać.
- To chyba tkwi w nas samych... Te zmiany... Ta chęć i niechęć do tego co jest i do tego, co było i tego, co będzie... - zasępił się i zamilkł.
Zapatrzyłem się w prawie pusty kubek po herbacie. Łyżeczką przesuwałem po spodeczku zmiętą herbacianą torebkę z jednego rantu na koniec drugiego.
- Elbi tu dziś był - odparł po chwili i spojrzał na mnie. Swoim zwyczajem przechylił głowę nieco w bok i wygiął usta. Światło lampy odbijało się w jego okularkach.
- Oooo... - żachnąłem się i wbiłem w niego wzrok.
- Elbi tu był... - powtórzyłem za nim w taki sposób, jakbym chciał, by słowa te utknęły w ścianie i tam na zawsze pozostały - pod cegłami i grubą warstwą tynku i kuchennej tapety.
- Czekał na ciebie... Płakał... Chciał rozmawiać o... 
- O? - Znów wbiłem wzrok w jego twarz.
- O przebaczeniu... - Błękitnooki spuścił głowę i zapatrzył się w kafelkowy wzór na podłodze. 

1 komentarz:

  1. Zmierzchało... Lubię to słowo. Jest takie miękkie, łagodne i tajemnicze zarazem.

    OdpowiedzUsuń