czwartek, 30 maja 2013

Sen 75. Sny pełne jawy

Lemur Brązowooki już nie przychodzi do mnie w snach. Znikł z mojego świata. Odszedł. Odjechał tak samo jak Lemur Błękitnooki. Katta siedzi i patrzy w okno. Na zewnątrz pada deszcz. Krople ściekają po oknie, jedna za drugą, trzecia za czwartą i znikają gdzieś, gdzie wzrok nie sięga. Na twarzy Katty zapadł zmrok, jego oczy dawno temu się wypłakały i teraz zioną pustką i suchością. W jego życiu to chyba już norma. Trzeba teraz się przyzwyczaić do bezosobowości. Znów będę się śnił sam sobie - dalekie i bliskie podróże w nicość.
Dawno, dawno temu był Lemur Książkowy. Nie jego wina, że odszedł w taki sposób, w jaki odszedł. Została po nim pustka i jedno zdjęcie...
Dawno temu był Lemur Błękitnooki. Przyniósł ze sobą uśmiech, inteligencję, spokój i piękno swych oczu. Została po nim jeszcze większa pustka, ogromna tęsknota, niespełnione pragnienia i zdjęcie w jego ulubionej czerwono-białej koszulce. Najważniejsze, że jest szczęśliwy.
Dawno temu, i w sumie dość krótko, był Lemur Jasnowłosy. Cieszę się, że go nie pamiętam.
Jeszcze zaledwie tydzień temu był Lemur Brązowooki z tym swoim zawadiackim spojrzeniem i uśmiechem od ucha do ucha...
A Elbi? Jest jak ćma...
Prawdopodobnie nadszedł czas na opuszczenie Madagaskaru, bo cóż innego może zrobić Katta? Nic...
I tak nikt go nigdzie nie rozumie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz