niedziela, 17 maja 2015

Sen 275. (...)

Gdy zapada zmrok i gwiazdy migają wśród drzew, 
samotny człek wychodzi na pole.

Owiewa go wiatr tańczący w listowiu,
otula go noc zimna w swym zaraniu.

Siada na kępie postrzępionych traw,
dłonie, co nie są dłońmi, splata na niekolanach.

Spogląda w przestrzeń martwymi oczyma,
marzy o śnie w wibrującej otchłani.

Senność go utula, daje nadziei kęs sycący,
serce jak bat go po nieplecach chłosta niewidzialną siłą.

Spogląda na ręce, co rękami już nie są,
spogląda na stopy, zmienione w drewniane belki.

Był kiedyś dziennym człowiekiem,
lecz stał się nieodstępnym towarzyszem gwiazd.

Rana serca skazała go na tułaczkę wśród traw,
przyjaciele to nietoperz i puchacz wszystkowidzący.

1 komentarz: