Wyszliśmy wczoraj na spacer. Nie padało i udaliśmy się w stronę dawnego placu zabaw. Bzyczek przysiadł na rancie piaskownicy, ja wbiłem się w "moją", nadal przeraźliwie zgrzytającą, huśtawkę. Dostrzegłem ten moment, gdy opuścił głowę i wbił wzrok w piach. Milczał. Kucnąłem naprzeciw niego. "Co jest?", zapytałem. Jego ciemne oczy błysnęły. "Marzę...", szepnął. Uniosłem brwi i czekałem na resztę. "O nas...", lekko dmuchnął mi w nos. Ucałowałem go w czoło i przyciągnąłem do siebie. Położył głowę na moim ramieniu. Czułem zapach jego włosów. "Postaram się podjąć jak najlepsze decyzje", oznajmiłem mu po chwili. "Wiem o tym", szepnął.
![]() |
Ilustracja z sieci |
Zerkamy na siebie. Czuję, że chce mi coś powiedzieć. Nie zamierzam ciągnąć go za język, gdyż wiem, że jeśli ma coś do oznajmienia, zrobi to. "Jesteś pewien, że chcesz jutro wyłożyć się znajomym?", zapytałem z małym wahaniem. "Oczywiście!", się uśmiechnął. "Nigdy niczego jeszcze nie byłem tak pewien. Zdaj się na mnie. Wiem co i jak." Spojrzałem na niego i wciągnąłem powietrze do płuc. "Chyba będę musiał na jutro skombinować sobie paczkę fajek", zażartowałem. "Nie będziesz musiał", zapewnił mnie i zsunął na bok kosmyk włosów z mojej twarzy.
Jakie to miłe :)
OdpowiedzUsuń