środa, 6 listopada 2019

605. Kilka wspomnień z wyprawy na koniec świata cz.3.

Samolot linii AirAsiaX na płycie lotniska w Sydney
Po 9 godzinach podróży mój samolot wylądował na lotnisku KLIA2 w Kuala Lumpur. Jak w poprzednich przypadkach odprawa celna i paszportowa błyskawiczne.
Podczas wyjazdów zawsze staram się trzymać założonego wcześniej planu, lecz tutaj zdarzyło mi się po raz pierwszy zmienić zdanie - do centrum pojechałem metrem, a nie autobusem, jak zakładałem to wcześniej. Na Sentral Station KL trzeba było przesiąść się na inną linię i dotrzeć do KLCC. Po kilku stacjach znalazłem się w samym sercu stolicy Malezji. Ruchomymi schodami wyjechałem na górę i stanąłem twarzą w twarz z symbolem miasta - Petronas Towers. Tuż obok wież znajdował się mój hotel. Zameldowałem się i udałem do pokoju. Było kilka minut przed szóstą rano.
Mój hotel w centrum miasta
Zwiedzanie miasta zacząłem dopiero w porze obiadowej (trzeba było odespać poprzedni dzień w Sydney i całonocną podróż) oczywiście od spaceru do Parku KLCC i wież Petronas. Moja przechadzka nie trwała nawet godziny, gdyż nad centrum nadciągnęły chmury i zaczęło lać, i nie była to zwykła ulewa, ale prawdziwa burza tropikalna z hektolitrami deszczu i potężnymi grzmotami. Do hotelu wróciłem przemoczony do ostatniej suchej nitki.
Petronas Towers tuż przed burzą
Drugiego dnia wyruszyłem wcześnie rano i dzięki temu udało mi się zobaczyć kilka ciekawych miejsc: obszedłem cały Ogród Botaniczny w Perdana Lake Gardens, National Mosque oraz w Chinatown odwiedziłem dwie świątynie: Sin Sze Si Ya oraz Sri Mahamariamman. Nie udało się zobaczyć niczego więcej, gdyż w czasie, gdy łaziłem po ogrodzie botanicznym, rozpętała się kolejna burza i ponownie doszczętnie mnie zlało.
Kesinai trees w Ogrodzie Botanicznym
Kesinai tree
Ogród Botaniczny jest przepiękny, ale posiada jedną wadę: brak konkretnych i logicznych oznaczeń. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że wracałem w to samo miejsce, pomimo że schodziłem w inną ścieżkę, dróżki splatały się i łączyły ze sobą w chyba tylko im znany sposób. Sporo czasu straciłem także na poszukiwaniach konkretnych miejsc, np. mapa wskazuje, że tu powinna być oranżeria, ale realnie w tym miejscu jest park egzotycznych motyli, mapa mówi, że tutaj powinien być ogród hibiskusów i orchidei, ale w realu jest tam wybieg dla jeleni, itd., itd.
Trzeciego dnia udałem się do Batu Caves. Niesamowite miejsce! Hinduska świątynia w naturalnej grocie. Wchodzi się do niej po gigantycznych schodach, a wspinaczka po nich w malezyjskim klimacie staje się sporym wyzwaniem. I wszędzie pełno małp (są mniejsze niż te w Indiach lub Nepalu), radzę ich nie zaczepiać.
Batu Caves
Batu Caves
Po powrocie do hotelu trzeba było przygotować się do kolejnej podróży, tym razem już w ostatnie zaplanowane miejsce - Bandar Seri Begawan, stolica Brunei na wyspie Borneo.
Petronas Towers nocą
5. Bandar Seri Begawan, Brunei

To był bardzo krótki pobyt, bo zaledwie jednodniowy. Jednak zanim wszedłem na pokład samolotu, zderzyłem się z gigantycznym lotniskiem KLIA1. Teraz, jak wspominam swoje perypetie na tym lotnisku to się uśmiecham, ale wtedy wcale nie było mi do śmiechu (o tym lotnisku pisałem w poście nr 599). Okazało się, że terminal M, z którego miałem lecieć, w ogóle nie istnieje! Zamiast niego jest stanowisko M, ale ono nie obsługuje linii Royal Brunei. Dopiero po jakimś czasie błądzenia i łażenia w kółko znalazłem stanowisko G i operatora moich linii lotniczych. Nadałem plecak i rozpocząłem drugi etap poszukiwań - trzeba było dotrzeć do budynku satelitarnego X i odnaleźć bramkę... Nie jestem w stanie policzyć wszystkich "kurwa mać", które wyleciały spod mojego nosa zanim nie usiadłem na ławce przy odpowiedniej bramce...
Samolot linii Royal Brunei do Bandar Seri Begawan na płycie lotniska KLIA1
Wyspy Riau na Morzu Południowochińskim
Gdzieś nad Morzem Południowochińskim
Ponad dwugodzinny lot na Borneo... przespałem. Bez problemów przeszedłem przez odprawy i wyszedłem na zewnątrz lotniska (jest ono bardzo małe) wprost w tropikalny równikowy klimat... Powietrze było parne i gorące, dosłownie po 15 minutach byłem mokry jak szczur. Podjechał busik jak z czasów głębokiej komuny, skrzypiący i ledwo trzymający się na kołach klekot, bez drzwi i większości okien. W środku kierowca, pani biletowa (zapewne jego żona), kobieta w średnim wieku i dwie młode. Nikt nie mówił po angielsku! Tylko malajski! Pokazałem zdjęcie i adres mojego hotelu. Najpierw coś gadali między sobą, a potem kiwnięciem ręki "zaprosili" mnie do środka. Byłem pewien, że pojedziemy główną drogą wprost do miasta, ale gdzie tam! Kierowca zjechał z szosy na udeptaną ścieżkę i tym klekotem przez prawie 40 minut przedzierał się przez dżunglę po usianej dziurami i zalanej błotem drodze, jakby wcześniej biegło tam kilka tysięcy słoni! Dojechaliśmy do zniszczonych zabudowań, coś na kształt małego rynku starego miasteczka. Wszyscy z busa wysiedli, ja zostałem... Kierowca kiwa mi ręką, ze trzeba wysiadać... "Przecież to nie jest Bandar Seri Begawan! Kurwa!! Gdzie ja jestem?! Borneo mi się zachciało!", zacząłem kląć pod nosem i wysiadłem z pojazdu. Stałem oniemiały i rozglądałem się dokoła totalnie zszokowany. Dopiero po chwili podeszły do mnie dwie dziewczyny z busika i wskazały mi ręką most w oddali. Zrozumiałem, że tam mam iść.
Do hotelu dotarłem może po 40 minutach marszu w upale, w parnym powietrzu, w kurzu, bez wody do picia, z ciężkim plecakiem, z otartymi od niego ramionami, brudny i umęczony...
Piękny meczet w Bandar Seri Begawan
Meczet w Bandar
Stolica Brunei
Tego pierwszego dnia to wybrałem się na krótką przechadzkę "do centrum miasta". Zobaczyłem główny meczet i pospacerowałem po Bandar. Tak naprawdę to poza meczetem nic ciekawego tam nie ma. Najlepiej to było drugiego dnia! Wyszedłem "do miasta" jakoś przed południem (wcześniej lało). Dotarłem do "centrum" i stanąłem jak wryty - ani jednego człowieka, nigdzie! Wszystkie ulice puste, wszystkie sklepy zamknięte, normalnie miasto duchów (nawet psa lub kota na żadnej ulicy nie widziałem). Zrobiłem parę zdjęć na dowód, że nie zmyślam i zawróciłem do hotelu, bo zaczęło znów lać (lało do samego wieczora, a potem rozpętała się burza tropikalna z piekielnymi grzmotami i przez nią mój samolot do Londynu był opóźniony prawie 4 godziny)!
Stolica Brunei
Bandar - miasto duchów
Bandar - miasto duchów
Stolica Brunei
W hotelu zapytałem, o co chodzi z tym pustym miastem. Powiedziano mi, że codziennie od 12.00 do 15.00 wszyscy mieszkańcy muszą uczestniczyć w modlitwach w meczecie...
Trasa przelotu do Londynu
Nad Teheranem
Nad Teheranem
Mój ostatni lot do Londynu trwał pełnych 15 godzin. Miałem szczęście, gdyż oba miejsca obok mnie były wolne i można było się przespać lub wygodnie usadowić. Cała podróż od hotelu w Bandar do domu trwała 32 godziny. Londyn przywitał mnie zimnem, wiatrem i deszczem.
Podobało mi się na tej wyprawie, chciałbym w przyszłym roku zorganizować coś podobnego, nawet mam już w głowie zarys dwóch ewentualnych tras. Czy się uda? Nie wiem...
A może jest ktoś zainteresowany, by wybrać się ze mną na taką włóczęgę gdzieś po świecie??
Ameryka Łacińska, czy może Ameryka Południowa?        
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz