poniedziałek, 30 marca 2020

618. W domowym areszcie

Dziś rano otrzymałem email od głównej menadżerki. Prawdopodobnie zamknięcie mojej pracy potrwa dłużej niż to przewidywano. Pierwotnie ustalone było, że wrócimy w połowie kwietnia, z listu wynika, że będzie to koniec kwietnia... Dwa tygodnie dłużej...

Jesteśmy zamknięci tu na cztery spusty... Dla mnie to już 10 dni... Na zakupy można wyjść tylko raz dziennie, i to tylko do najbliższego sklepu. W związku z pogarszającą sie sytuacją zagrożenia epidemiologicznego (w naszym miasteczku zmarło już kilka zainfekowanych osób) i nieprzestrzeganiem kwarantanny przez ludzi, ponoć ma być wprowadzona godzina policyjna i ostre patrole na ulicach. Mają być wysokie kary za nieuzasadnione wyjście z domu (niestety, prawda jest taka, że wielu ma gdzieś nałożone restrykcje i świadomie je łamie, śmiejąc się w twarz, że oni wirusa nie przenoszą).

Wczoraj znalazłem informację, że lotnisko w Birmingham ma zostać zamienione na... kostnicę (sic!). Jest mi naprawdę ciężko uwierzyć, że jest tak źle. Jestem tym przerażony... Ponoć najcięższa sytuacja jest w Londynie i właśnie w Birmingham (dwa największe miasta w UK). Na BBC mówiono, że najgorsze jeszcze przed nami, bo epidemia ciągle się rozwija i wkrótce Anglia będzie przypominać Włochy lub Hiszpanię...

Wcześniej krytykowałem premiera Borisa Johnsona za opóźnianie blokady kraju, ale z czasem stwierdziłem, że miał rację. Premier chciał zapobiec wybuchowi masowych zachorowań w jednym czasie, gdyż żadne miasto nie poradzi sobie z tysiącami chorych i z tysiącami ewentualnych zgonów. Wyraźnie powiedziano, że epidemii nic już nie jest w stanie zatrzymać, ustanie ona dopiero wtedy, gdy wszyscy mieszkańcy zostaną zainfekowani, dlatego też stopniowe zarażenie populacji (czego w żadnym wypadku nie da się uniknąć - wg statystyk wszyscy złapią wirusa) zapobiegnie totalnej katastrofie medycznej i logistycznej (o ekonomii nie mówię, bo to już inna kwestia).

Siedzę w domu już 10 dni. W sklepie byłem tylko raz. W ostatnich miesiącach mój system odpornościowy legł w gruzach (od stycznia trzy razy przechodziłem objawy grypopodobne), więc zdaję sobie sprawę, że złapanie tego wirusa, wywołującego zapalenie płuc, nie skończy się dla mnie dobrze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz