czwartek, 31 sierpnia 2023

673. Powrót do przeszłości (cz.1.)


Stoimy w ogrodzie z czasów dzieciństwa. To nie jest już to samo miejsce. Wycięto stare i rozłożyste czereśnie, jabłonie i śliwy, na które wspinaliśmy się z zamkniętymi oczyma, zniknął drewniany sztachetowy płot, pod ziemią zniknęły krzewy agrestu, porzeczek i malin, w nicości rozpłynęła się falująca w słońcu i na wietrze toń babcinych kwiatów: astrów, piwonii, malw, dzwonków, rumianku, róż, fiołków, szafirków i naszych ulubionych, mieniących się setką odcieni i barw, zwanych lwimi paszczami. Obrazy te zostały już tylko w naszej pamięci. 

Opowiadamy o tym nowemu właścicielowi. Pokazujemy, gdzie były alejki, gdzie wybijało źródełko, pokazujemy miejsce, gdzie okociła się nasza Czarnuszka i wydeptaną ścieżkę, po której z lasu podchodziły do domu sarny, oraz ślad, gdzie kiedyś rosła wielka czereśnia, z której spadłem i skręciłem rękę. Właściciel patrzy na nas rozbieganym wzrokiem i nie rozumie lawiny wspomnień. Zerka na wyrównany teren, teraz wystrzyżony równiutko kosiarką i bez najmniejszego choćby śladu po samotnej stokrotce, otoczony nowoczesnymi przęsłami ogrodzenia i tujami, posadzonymi niby od linijki, wzdycha i macha ręką.

Podchodzimy do ogrodzenia i wskazujemy na dom w oddali. Tamten teren też kiedyś do nas należał. Mężczyzna unosi brwi w zdziwieniu. Był tam staw i brzozowy zagajnik. Jego dno było piaszczyste i delikatnie pogłębiało się od strony Odry, do której wąski strumyk odprowadzał wodę. Przecinał on pola i łąki, w niektórych miejscach tworzył zalewiska z wodą po kolana. Wiosną i latem w tej wodzie brodziło dziesiątki bocianów i czapli, pluskały się dzikie kaczki oraz inne ptactwo. Kumkanie żab było słychać w całej wiosce, a z lasu wychodziły sarny, które brodziły w wodzie i zbierały świeże pędy trawy wodnej. Chodziliśmy tamtędy z chłopakami z wioski albo zrywać brązowe pałki tataraku, albo, już przy szerszym i kamienistym odpływie strumienia, łapać raki i cierniki. Cierniki łapało się do siatek na długich kijach, raki chwytało się wprost palcami i wrzucało do metalowych miednic, wyniesionych z obórek i strychów. 

Teraz przed nami rozciąga się puste pole z wysuszoną trawą i chwastami. Daleko na horyzoncie majaczy ściana lasu oraz resztka piaszczystej wydmy, która łagodnym spadem schodziła na zakole Odry. Zniknął staw, zniknął brzozowy zagajnik, zalewisko wyschło i zamieniło się w suchy ugór. Na miejscu naszego stawu stoi nowy dom, a tam, gdzie rósł brzozowy młodniak, hasały zające i sarny, gdzie zbieraliśmy kopami kozaki, leży betonowy parking i chodnik. 

Odchodząc, zapytaliśmy właściciela o stare mogiły w lesie. Nic o takowych nie wiedział i wzruszył ramionami...

Przykre to, że historia tego miejsca żyje tylko w naszej pamięci. Nowi właściciele ziemi w naszej wiosce patrzą tylko na to, by zbudować dom większy i lepszy od sąsiedniego, być mieć antenę satelitarną, basen, jacuzzi, parking i sztucznego dinozaura. Historii miejsca, w którym się znajdują, nie znają i raczej znać nie chcą...

2 komentarze:

  1. Dom i część ziemi moich dziadków odziedziczyła moja kuzynka. Wprowadziła liczne zmiany tak, że jest on niemal nie do poznania. Z czasów mojego dzieciństwa została już tylko bryła domu i nic więcej. Wszystko się zmieniło. Życie toczy się dalej....

    OdpowiedzUsuń