W pokoju zaległa nieprzenikniona cisza. Można było usłyszeć jedynie dwa rodzaje oddechów - jeden spokojny, miarowy, głęboki, drugi rwany nagłymi wstrząsami, płytki i nierównomierny. Nie wiadomo, ile to trwało, ale prawdopodobnie długo, gdyż musiałem w końcu rozprostować zastygnięte stawy i rozmasować ścierpnięty kark. Elbi nawet nie drgnął, nadal siedział w przyjętej pozie i przyglądał się mi z perspektywy przechylonej głowy. Nagle uniósł rękę i poprawił sprawnym gestem bezramkowe okulary na nosie i zaczął przyglądać się meblościance, jakby czegoś na niej szukał. Patrzyłem na jego piękny profil z prostym nosem i z delikatną ciemną brwią zarysowaną na jasnym czole.
Zerknąłem na półkę z książkami, gdzie stała przezroczysta ramka z jego fotografią. Podszedł do niej i obrzucił swe papierowe oblicze jednosekundowym spojrzeniem i, niby przez teleport, niesamowicie szybko znalazł się przy łóżku.
- Trochę się zmieniłem od czasu zrobienia tego zdjęcia - zanurzył swe długie i niby wyrzeźbione w najdelikatniejszym drewnie palce w moich włosach.
- Takiego cię pamiętam - wyszeptałem.
- Niedobrze, bardzo niedobrze - szeptał, nadal gładząc włosy.
- Musisz ponownie zasnąć - odezwał się po chwili milczenia.
- Nie chcę spać, chcę z tobą rozmawiać, być...
Usiadł tuż obok poduszki. Zamknąłem oczy i chłonąłem jego cudowny zapach. Położyłem głowę na jego kolanach i oddałem się pieszczocie mierzwienia.
- Nie odchodź, zostań na zawsze...
- Śpij, śpij i nie myśl za dużo...
Gdy ponownie otworzyłem oczy, jego już nie było, pozostał jedynie na podusze zapach, który co minutę przywoływał jego wiecznie znikający i niestabilny obraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz