czwartek, 28 marca 2013

Sen 60. W nocnym impasie

Chyba nie spałem zbyt dobrze...
Nie pamiętam tego, gdyż co chwilę ktoś wchodził do pokoju i mnie budził, mówiąc, że woda cieknie z kranu nad wanną, potem wyciągał spod łóżka stare ubrania, stare buty, pakował je do walizki, a te spadały na dywan i tłoczyły się ciągle wzrastającymi kupami szmat, zaczynały cuchnąć wilgocią i pleśnią, zaczynały parcieć i pękać, rozpadać się na kawałki, wydawać nikłe dźwięki gnicia, syczały pod ciśnieniem ucisku wieka walizki i upadały znów na dywan, który namókł już na tyle, że pokrywał zanurzone weń stopy na kilka centymetrów, lecz, gdy się wstało, w niektórych miejscach woda dosięgała kolan i bulgotała pęcherzami brązowego, gęstego, śmierdzącego błota nici, nadruków, mankietów, połamanych lub wyszczerbionych guzików, pętelek, zamków błyskawicznych, wszystkich zarazem odbarwionych i poniżonych losem, ale i wzniesionych ku chwale wspólnej rewii pod imieniem armanich, guccich i versacich, których spotkało jednakowe przeznaczenie początku i końca w chwale świstu fleszy i syku butwiejącego odoru...
Ktoś dobijał się do okna pokoju. Z wysiłkiem opuściłem stopy na dywan. Zachlupotało. Oparłem się o parapet i wypchnąłem okno na zewnątrz. W strugach deszczu, w przemoczonym ubraniu i w kapturze naciągniętym na czoło, stał Brązowooki. Przez okno wszedł do pokoju i stanął przy łóżku. Ściekająca zeń woda łączyła się z tą na podłodze, podwyższając swój stan i zatapiając kolejne sprzęty. Nie zauważył tego nawet. Rozpiął i ściągnął bluzę, następnie zrzucił mokre spodnie. Moim oczom ukazał się jego tors i nagie biodra. Drgnąłem. "Wiesz, zimno mi" - szepnął i, kładąc się do łóżka, przykrył się kołdrą. Głowa spoczęła na poduszce, przymknął swe brązowe oczy i wpatrywał się w sufit. Słyszałem tylko kapanie wody i jego równomierny oddech. Nachyliłem się i ucałowałem go w czoło. Spał.
Gdy tak przyglądałem się śpiącemu Brązowookiemu, do pokoju wszedł Lemur Jasnowłosy. Stanął pod ścianą i się zamyślił. Kątem oka dostrzegłem, jak Brązowooki odchyla kołdrę od strony Jasnowłosego, ten się uśmiecha, szybkim ruchem zrzuca sweter i spodnie i wskakuje do ciepłego łóżka. Mignęła mi tylko ich nagość, nawet nie zdążyłem zareagować, gdy zniknęli pod kołdrą. "Brązowooki przyszedł do mnie!" - zawył mój umysł i odrzuciłem nagłym ruchem pościel, lecz, ku mojemu zdziwieniu, w kłębek zwinięty spał tam Błękitnooki, nagi i zziębnięty ciepła szukał w rozrzuconych dokoła siebie suchych jesiennych liściach. Gdy mnie dostrzegł, wyciągnął ku mnie rękę i zapłakał. Nie wstydził się swej nagości. Wnet zapomniałem o zwiedzionym przez Jasnowłosego Brązowookim i przytuliłem go do siebie.
Nawet nie wiem, jak długo tak leżeliśmy, ale zaczynałem już czuć emanujące od niego ciepło, gdy do pokoju wrócił Brązowooki. Stał przy łóżku i patrzył na Błękitnookiego. Spojrzał na mnie i: "On tu?" - rzucił smętnym głosem. Pomimo jego nagości chciałem wstać i przyjąć zaproszenie, lecz przytrzymał mnie za ramię Błękitnooki. "Co ze mną będzie?" - wołały jego błękitne oczy. "Rób co chcesz!" - wołały oczy tego drugiego. 
Nie wiem czemu, ale załączyłem telewizor i zapatrzyłem się w migające obrazy. W tym czasie woda z dywanu wyparowała. Sięgnąłem po butelkę whisky, łyknąłem raz, drugi, trzeci i podałem ją Brązowookiemu, ten zrobił to samo i podał następnie Błękitnookiemu. Zauważyliśmy, że za oknem wstał nowy dzień. Nie miałem sił na nic i chyba potem nie spałem zbyt dobrze... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz