poniedziałek, 27 października 2014

Sen 197. Dzień litości nad zwierzętami

Od wczoraj czuję się fatalnie...
Był dziś u nas "big boss" ze stolicy i nasza przeinteligentna szefuńcia skakała koło niego jak pchła - trajkotała jak wariatka, mizdrzyła się, udawała dobrą i pomocną dla pracowników, szczerzyła się do wszystkich, że mało co szczęka jej nie wypadła; była tak cukierkowa, że rzygać mi się chciało, gdy ją obserwowałem (a tak na serio to za każdym razem, gdy się do mnie zbliżała, chowałem się w jakiejś dziurze, byle by tylko nie znaleźć się z nią "face to face"). Gdzieś w połowie zmiany poszedłem do niej i powiedziałem, że bardzo źle się czuję i w związku z tym, chciałbym pójść wcześniej do domu. Zgodziła się! Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem! Okazała litość pracownikowi, który ledwo co na nogach się trzymał! Dzięki jej wspaniałomyślności i dobroci wyszedłem do domu trzy godziny szybciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz