środa, 18 marca 2015

Sen 257. Skrajności

Siódmy rok nie ma Elbiego, a ja za nim tęsknię jak cholera. Nie potrafię nazwać tego, co czuję. Są takie momenty, że rozrywa mnie w środku, kłuje, uciska, szarpie i łechce, czasami dusi płacz, choć płakać nie umiem, huczy w głowie i ściska w gardle. Zauważyłem, że zaczęły trząść mi się ręce... Być może nigdy już go nie zobaczę, ale jestem przekonany, że kiedyś stanę z nim twarzą w twarz, spojrzę w jego błękitne oczy, uśmiechniemy się i padniemy sobie w ramiona, a potem roztopimy się w gorącym świetle kosmicznej otchłani na czas nieokreślony. W świetlanym eterze zlejemy się w jedność, zaś za milion milionów lat, będąc znów w postaci fizycznej, schwycimy się za ręce i pójdziemy na wieczorny spacer nad rzekę.
Tęsknię za nim, lecz także zacząłem się bać, że po upływie tak długiego czasu przestałem go kochać a zacząłem nienawidzić...

4 komentarze:

  1. Katta wybacz, że to powiem, ale trochę zaczynam się o Ciebie martwić. Pracujesz na nerwicę. Nie dręcz się tak bardzo. Może byłoby Ci trochę lżej gdybyś otwarcie o tym wszystkim z kimś porozmawiał, opowiaedział to wszystko. To byłby pierwszy krok do układania tego w sobie. Mnie coś takiego bardzo pomogło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nienawidzieć? Hmm, ze skrajności w skrajność. Po moim byłym nie miałem takich jazd. Odszedł, owszem przeżywałem to dość mocno, ale strawiłem to i dziś jak się spotykamy to zupełnie normalnie ze sobą rozmawiamy. Coś tam głęboki istnieje, ale nie pozwalam się temu wydostać na wierzch, bo i po co? Stan obecny jest dobry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałem, że boję się popaść w uczucie nienawiści, to chyba byłoby wobec niego no fair...Nie mamy ze sobą żadnego kontaktu od wielu lat.

      Usuń