 |
Samolot linii AirIndia na lonisku w New Delhi |
Do stolicy Nepalu poleciałem liniami AirIndia. Dwugodzinny lot minął praktycznie na podziwianiu panoramy szczytów odległych Himalajów. Po formalnościach paszportowo-wizowych udałem się na poszukiwanie swojego hotelu. Przez okno autobusu próbowałem obserwować życie Nepalczyków w ich stolicy i unosiłem brwi w przypływie zdziwienia - miałem wrażenie, że wsiadłem do złego samolotu i znów jestem w Waranasi (odrobinkę w lepszym wydaniu). Zacisnąłem usta i postanowiłem zmierzyć się z miastem potworem. Po to w końcu tu przyjechałem.
 |
Stupa w centrum miasta |
Kathmandu
Stolica Nepalu to taki "wiejski moloch". Miasto położone jest w dolinie i wręcz zatopione w chmurach smogu i pyłu - to stolica Himalajów, lecz otaczających je gór w ogóle nie widać. Jedno, dwu lub trzykondygnacyjne "kamienice" stoją jedna obok drugiej na przeogromnej pofałdowanej przestrzeni. Miasto poprzecinane udeptanymi ulicami, zarzuconymi stertami śmieci, w których grasują psy lub małpy (mogą ugryźć lub dotkliwie podrapać!), siedzą w kucki uliczni sprzedawcy, a nad tym wszystkim unoszą się dosłownie tony pyłu, kurzu, piachu i spalin - do tego dochodzą jeszcze smród i kłęby dymu znad rzeki (w jej okolicach), gdzie na oczach turystów i przechodniów dokonywane są kremacje zmarłych... Maseczka antysmogowa konieczna!
 |
Kathmandu. Przygotowania do kremacji |
 |
Stos całopalny |
Właśnie nad rzeką, w trakcie obserwowania przygotowań do kremacji, zostałem zaatakowany przez cztery duże małpy. Przysiadłem na pobliskim murku i widziałem je kątem oka, jak buszowały przy ławkach. Nieświadomy zagrożenia wyciągnąłem z kieszeni paczkę chusteczek higienicznych... Opakowanie zaszeleściło i... już były wokół mnie. Wyszczerzyły kły i zaczęły na mnie "krzyczeć". Stanąłem na baczność i rzuciłem im paczkę chusteczek. Niestety to je tylko rozzłościło, bo okazało się niejadalne. Największa z małp zaczęła szarpać mój plecak, a mniejsze szykowały się do ataku. Naprawdę (!!!) byłem w tamtej chwili przekonany, że dojdzie do jakiejś bijatyki z małpiszonami i, niestety, polegnę na polu bitwy lub stracę plecak, ale, na szczęście zbliżyła się do mnie większa grupa turystów i małpy się spłoszyły i odbiegły. Czytałem w przewodniku, że skutki podrapania lub ugryzienia przez taką małpę mogą być bardzo przykre (podobnie jest w Gibraltarze, że małpy atakują ludzi nie tylko z powodu jedzenia, ale i "błyszczących" przedmiotów, np. zegarek na ręce lub okulary).
 |
Małpy w Kathmandu |
Kathmandu jest zatłoczone, dokoła dosłownie tysiące ludzi, głośne i chaotyczne i, z tego, co doświadczyłem na własnej skórze, lepiej pieszo przeciskać się wąskimi ulicami do upatrzonych celów niż wsiadać w autobus - można w korkach stracić mnóstwo czasu (niekiedy jest to niemożliwe, gdyż miasto to jest na serio ogromne i trzeba skorzystać z miejskiej komunikacji).
Przemierzając miasto dostrzec można liczne zniszczenia po trzęsieniu ziemi z roku 2015 - zapadnięte, popękane lub zburzone budynki, zniszczone drogi, sterty gruzu, rusztowania, dziury. Nepal to nieduży kraj, bardzo biedny i pomimo tego że jego stolica wywołuje niezbyt dobre wrażenie, warto go odwiedzić. Kathmandu to miasto moloch, ale wyjeżdżając poza jego granice, można znaleźć prawdziwe perełki do zwiedzania.
 |
Zniszczenia po trzęsieniu ziemi |
 |
Po trzęsieniu ziemi |
Bhaktapur
Dla mnie to miejsce numer jeden do odwiedzenia w Nepalu. Przepiękne zabytkowe miasteczko niedaleko Kathmandu. Można tu wytchnąć od tłoku stolicy, zaszyć się w małej restauracyjce na pyszne lokalne jedzenie (można śmiało zamawiać - to nie to samo co w Indiach) lub po prostu zgubić się w labiryncie wąskich uliczek i pozaglądać do domów, pogadać z ludźmi lub pobuszować na bazarach. Szkoda, że to miasto tak bardzo ucierpiało podczas trzęsienia ziemi z 2015 roku. Naprawdę warto tu przyjechać.
 |
Bhaktapur |
Patan
To miasteczko także trzeba odwiedzić. Klimat jak w Bhaktapur - ciekawe zabytki, dobre lokalne jedzenie, wąskie uliczki, sklepy z pamiątkami i sympatyczni mieszkańcy.
 |
Patan |
Chitwan
Park Narodowy w Chitwan. To miejsce będę pamiętał do końca życia, pomimo tego że samym parkiem byłem głęboko rozczarowany. Chitwan to rezerwat zwierząt, ale było ich tyle co kot napłakał. W dzień spływu rzeką poranek był chłodny i mokry. Wraz z moim przewodnikiem wypłynęliśmy długą łodzią z zakola rzeki. Na początku było wszystko w porządku, lecz z czasem łódź zaczęła nabierać wody. Zawołałem do przewodnika, że łódź tonie. Zdążyłem złapać plecak, gdy woda wlała się do środka i canoe wryło się w dno pośrodku rzeki. Teraz to się z tego śmieję, ale wtedy nie było to śmieszne - oba brzegi to błotniste bagno pokryte trawą i chaszczami, w których wylegiwały się krokodyle. Brodząc przez wodę (ok 1.20 metra głębokiej) jakoś dotarliśmy do brzegu. Mój przewodnik był bardzo zakłopotany i tłumaczył, że czasami łódki toną. Nie chciałem tego słuchać i poprosiłem go, by odwiózł mnie do hotelu. Zaproponował spływ na następny dzień, bo ten był nieudany. Dobrze że odmówiłem, bo następnego dnia obudziłem się z gorączką. Poprzez to zdarzenie i zaziębienie straciłem dwudniowy trekking po górach i musiałem wrócić do Kathmandu.
 |
Spływ rzeką w Chitwan |
 |
Krokodyle na brzegu... |
Mt Everest
W przedostatni dzień pobytu wybrałem się na widokowy lot nad Himalajami. Każdy miłośnik gór powinien zobaczyć Everest! Tak samo jest z Indiami - być w Indiach i nie odwiedzić Taj Mahal - toż to wstyd! Cały lot trwa ok 50. minut. Samolot leci wzdłuż głównego łańcucha najwyższych szczytów - Shisha Pangma (8023m), Cho-Oyu (8201m), Everest (8848m), Lhotse (8516m), Makalu (8463m).
To pięć ośmiotysięczników, które widziałem tamtego dnia, dwa inne podziwiałem podczas lotu z Indii do Nepalu - Dhaulagiri (8167m) i Annapurna (8091m).
 |
Góra trapez po lewej to Dhaulagiri, a szczyt "z dymkiem" to Annapurna |
 |
Panorama szczytów - od lewej: Nuptse, Everest, Lhotse, Ama Dablam i Makalu |
 |
Everest w środku |
Ostatni dzień w Kathmandu upłynął mi na pakowaniu się i drobnych zakupach. Czekał mnie nocny lot najpierw do Dubaju, a potem do Warszawy.
 |
Boeing 777 linii "Emirates" na płycie lotniska w Warszawie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz