poniedziałek, 7 czerwca 2021

651. Kuśtykająca kocia mumia

Z Zabytkowego Miasta wróciliśmy jakoś w późnej porze obiadowej. Ktoś zajął nasze miejsce na parkingu i musieliśmy zaparkować tuż przed blokiem. Błękitnooki zsunął okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa i, nachylony nad kierownicą, uporczywie się w coś wpatrywał. "Ty, co to, kurna, jest??", parsknął i skinął głową w kierunku, gdzie coś przykuło jego uwagę. Spojrzałem. Zmrużyłem oczy, by lepiej rozeznać kontury czegoś biało-buro-szarego, co siedziało na trawniku. Niby dwa oniemiałe słupy soli, wytrzeszczaliśmy oczy w tym samym kierunku, próbując rozpoznać dziwny przedmiot. Nagle obiekt drgnął i zaczął ruchami mechanicznego robota koślawo przemieszczać się w kierunku bloku. "Zmutowany szczur?", jęknąłem. "Nie", odparł Błękitnooki i z wrażenia opuścił szybę w drzwiach. "To jest chyba zabandażowany kot!", spojrzał na mnie i zaśmiał się w głos. "Kuśtykająca kocia mumia!", kiwał głową z niedowierzania i śmiał się pod nosem.
Wzięliśmy zakupy i ruszyliśmy w kierunku bloku. Nie uszliśmy nawet połowy drogi, gdy od strony pierwszej klatki dostrzegła nas sąsiadka i ruszyła pędem w naszą stronę, drąc się jak poparzona: "Panie! Panie! Poczekaj Pan!" Błękitny stanął jak wryty i spytał krótko: "Woła do ciebie, czy do mnie?" Przybiegła zziajana, z włosem poczochranym, z oczyma wywalonymi na lewo i prawo.
"Panie! Tak się żyć nie da! To niedopuszczalne! Toż to napaść w biały dzień! Zniszczenie mienia prywatnego! Próba morderstwa na moim małym Puszku! Trzeba będzie za to płacić! I co ja mam teraz zrobić?! Puszek kaleką jest!", wyrzucała z siebie gorzkie żale na jednym wydechu, machając rękoma, i patrząc raz w twarz Błękitnego, raz w moją.
Postawiliśmy zgrzewki wody na chodniku (Bzyczek stanął dość szeroko, swoim zwyczajem przekrzywił głowę na bok i wsunął ręce do kieszeni dżinsów) i ze zdziwieniem patrzyliśmy na sąsiadkę, nic nie rozumiejąc z tego, co do nas mówi.
"Zobacz pan!", rozwiązała pasek zbyt długiego szlafroka i ręką pokazała na swoje spodnie. Dopiero teraz zobaczyliśmy, że nogawki jej spodni są pocięte i podziurawione jakby przeszły przez "ręce" Edwarda Nożycorękiego. "Ja musiałam Puszka bronić! Widzi pan, jak się to skończyło! Spodnie mi zniszczył! I co ja teraz zrobię?! To moje najlepsze spodnie!" biadoliła, ciągle patrząc to na jednego, to na drugiego. Nadal nie wiedzieliśmy, do którego z nas się zwraca.
"A mój biedny Puszek! Taki biedny! Umarłby przez tego bandytę! Zamordować psa mi chciał! Ja mu pysk podrapałam! To niedopuszczalne!" narzekała. Nagle palcem wskazała: "Ooo! Moje biedactwo! Widzi pan?! Widzi?!" Jak na zawołanie odwróciliśmy głowy.
Kobieta wyciągała ręce w stronę kuśtykającej mumii, którą niedawno widzieliśmy ma trawniku. Mumią okazał się jej rozjazgotany jork. Miał zagipsowane trzy łapy (dwie przednie i tylną), tułów miał pokryty bandażem i folią spożywczą, a na karku miał zaciśnięty kołnierz ortopedyczny. Błękitnooki wytrzeszczył oczy i zapowietrzył się, nie chcąc buchnąć śmiechem, ja zaś stałem jak wryty i nie mogłem oderwać wzroku od psiej mumii.
"To pani twierdzi, że to nasza wina, tak?", odezwał się po chwili Błękitny i palcem wskazał na zagipsowanego i zafoliowanego Puszka. "To ten bandyta, który u was mieszka! To on napadł i pogryzł Puszka! To...", chciała coś jeszcze dodać, lecz Błękitny wszedł jej w słowo. "Jeśli mówi pani o Średnim Cezarze, to zapewniam, że on nie ma zębów i nie mógł pogryźć Puszka", zawyrokował dumnie. "Poza tym on w ogóle nie wychodzi z domu, bo nie daliśmy mu kluczy do mieszkania", dodałem po chwili. Sąsiadka patrzyła na nas dzikim wzrokiem. "Przecież...", nie dokończyła, bo znów wszedłem jej w słowo: "Chyba, że zszedł po ścianie z trzeciego piętra..." Wtrącił się Błękitny: "W sumie można się po nim wszystkiego spodziewać. Przedwczoraj zeżarł mydło w łazience..." "Powyciągał też z szuflady nasze skarpety i poukładał je parami...", dodałem po chwili.
Sąsiadka patrzyła na nas ze wzrastającym zdziwieniem. Wzięła jorka na ręce i zaczęła się od nas oddalać małymi kroczkami. "Czego ona od nas chce?", westchnąłem. Weszliśmy do domu. Od progu czuć było zapachy dobiegające z kuchni. "Obiad gotowy!" zawołał do nas Średni Cezar i machnął ścierką na powitanie. Jego twarz nie nosiła żadnych śladów walki z sąsiadką...                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz