sobota, 25 lipca 2015

Sen 302. Złość

Fotka z sieci
Plany naszego wakacyjnego wyjazdu do Turcji coraz szybciej giną śmiercią nienaturalną. Śledzimy rozwój sytuacji na Bliskim Wschodzie i klniemy pod nosem - przy granicach turecko-syryjskich rozpętuje się totalna wojna, a Alanya miała nas powitać drugiego września. Mój chodzi naburmuszony, bo czeka na ten wyjazd już od kwietnia i sam wszystko zaplanował, a tu przyjdzie nam się tylko oblizać na myśl o plażowaniu i nurkowaniu. Może się coś zmieni do tego czasu...  

piątek, 24 lipca 2015

Sen 301. Tajemnice zakurzonych łez

Wczorajszy wieczór spędziliśmy pośród wspomnień. Błękitnooki z dolnej szuflady wyciągnął album ze zdjęciami i podał mi go. Oglądamy go przy specjalnych okazjach, bo to album z dzieciństwa, to czas, który już nie wróci, to miejsce, w którym nadal żyją osoby o zakurzonych twarzach i gwiezdnych oczach. Rozlał wino do pucharów. Z głośników popłynęła muzyka z naszej ulubionej płyty. Usiadł obok i wsparł głowę na moim ramieniu. Poczułem zapach jego włosów. Pierwsze zdjęcie, zrobione nad Odrą, jest naszym ulubionym: w łódce siedzi trzech chłopców i biały pies, a po bokach, w wodzie, stoją nasze mamy. Błękitnooki, przechylony nieco przez burtę, zanurza w wodzie siatkę na długim trzonku, ja trzymam za obrożę Nukę, a siedzący pośrodku Elbi wskazuje na coś ręką. Dalej są zdjęcia naszych mam w chustkach na głowach, ojciec Błękitnookiego z wędką, Elbi w łódce z Nuką, ja z Błękitnookim z siatkami na ryby, ja z mamą, i Błękitnooki z tatą i z wielkim złowionym szczupakiem.
Błękitnooki przesuwa palcami po fakturze zdjęć, dłużej zatrzymuje się na zdjęciu swojej mamy i pomału obraca karty albumu. Zdjęcia ze świąt Bożego Narodzenia: Elbi przy choince w domu moich dziadków, ja, Elbi i babcia przy choince, dziadek i moja mama, Błękitnooki z wielką paczką, moja mama z mamą Elbiego, Błękitnooki z mamą i Elbim przy choince, dziadek z harmonią, babcia z Elbim na kolanach, i Nuka w głębokim śniegu za domem (tu uśmiechamy się, gdyż ponad śniegiem widać tylko jej łeb, sterczące uszy i wielkie czarne oczy) .
Obcieram łzę i obracam kartę albumu. Zdjęcia z zerówki i z pierwszej klasy: Błękitnooki z rodzicami przed szkołą, ja z mamą, ja z Błękitnookim, tato Błękitnookiego przy polonezie, nasze mamy z Błękitnookim, ja z Błękitnookim w szkolnej ławce; przed domem dziadków: babcia z Nuką, rodzice Błękitnookiego w ogrodzie, moja mama w kuchni, Błękitnooki z Nuką, dziadek z moją mamą, ja, Błękitnooki i Nuka.
Kolejna karta albumu jest pusta. Nie wkleiliśmy zdjęć z koperty. Znajdują się w niej trzy zdjęcia z pogrzebu Elbiego (nie wiemy, co stało się z innymi). Na jednym jest śpiący Elbi, dwa są z ceremonii na cmentarzu. Na jednym jest Błękitnooki z rodzicami, tato położył mu rękę na ramieniu, a on włożył palec do buzi i wygląda, jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje, na drugim zdjęciu widać moją mamę, zapłakaną babcię i poważnego dziadka.
Wsuwamy zdjęcia do koperty i obracamy kartę albumu: zdjęcia z wyjazdów z rodzicami: rynek we Wrocławiu, stary wrocławski dworzec PKP, zdjęcia klasowe z podstawówki - czwarta, piąta, szósta, siódma, ósma klasa - na tym ostatnim stoimy obok siebie z minami nieco dziwnymi.
Na końcu albumu mamy trochę zdjęć z liceum, ze studniówki, ze szkolnych wyjazdów, z wakacji, z akademika i domowych odwiedzin. Wszystko to, co było po studiach, to już inny album i całkiem inna historia.         

Sen 300. Zabawa w kotka i myszkę

Wszyscy o tym wiemy, że świat jest na swój sposób pokręcony, a ludzie najczęściej są wobec siebie nastawieni wrogo. Zapodziały się gdzieś podmiotowość, troska, zainteresowanie, zaufanie, empatia i współczucie. Dominuje przedmiotowość. Na miejsce bezinteresowności, sympatii i zaufania do relacji międzyludzkich wkroczyła przydatność do czegoś.

We Śnie 176. wspominałem o moich wieloletnich znajomych Lemurach - Mądrym i Wysokim. Rozstali się po 7 latach. Dla mnie był to ogromny wstrząs, gdyż zawsze widziałem ich razem, tworzyli naprawdę dobraną i uzupełniającą się parę. Jakoś dziwnie mi z myślą, że nie są już razem. Dziś dowiedziałem się o rozstaniu kolejnej znanej mi Lemurzej pary. Byli razem ponad dwa lata. Jeden z nich przygruchał sobie jakiś czas temu innego chłopaka. Lemur Zmartwychwstały bardzo to przeżywa, zamknął się w domu i popada w depresję. Próbowałem tłumaczyć mu, że to najgorsza z dróg, jaką obrał, ale z drugiej strony rozumiem go, gdyż przechodziłem przez to samo po odejściu Elbiego. Jeśli się pozwoli na to, by depresja zdominowała część naszego życia, bardzo ciężko będzie z niej wyjść. Lemurek Zmartwychwstały jest moim wieloletnim dobrym znajomym, mogę nawet powiedzieć, że jest moim przyjacielem i martwię się o niego, by nie popadł w stan odrętwienia. Nie chcę prawić mu kazań lub wisieć nad nim, wiem, że potrzebuje trochę czasu na przetrawienie tego wszystkiego i myślę, by go na trochę zostawić w samotności i przygnębieniu. Musi się wypłakać, a potem pozbierać.

Nie rozumiem tej całej ludzkiej zabawy w kotka i myszkę. Emocje, uczucia, zaufanie - nastąpiła żonglerka tymi pojęciami. To jakby przeciąganie liny - czerwona tasiemka nigdy nie utrzyma się w centralnym miejscu. Wielokrotnie czytałem w opisach na popularnym portalu randkowym - "szukam na dłużej". Co to znaczy? Na pół roku? Rok? Trzy lata? Pięć lat? Być może dla autora ogłoszenia rok to "dłuższy okres", a po jego upływie szuka nowego partnera na kolejny rok. To esencja przedmiotowości. W moim rozumowaniu pięcioletni lub dłuższy staż bycia razem to już nie byle co (trzy lata to też długo) - okres ten świadczy, że tych dwoje na serio wiele łączy. Ile oni musieli razem przejść, ile kłótni i sprzeczek doświadczyć, by się dotrzeć, zrozumieć i zaakceptować. Ale zależało im i przetrwali. Myślę, że wszyscy ci, którzy postanowili być razem, to będą, jeśli tylko tego chcą, pomimo przeciwnościom.

Rozumiem to, że nie wszyscy są stworzeni do trwałej relacji. Jeden lubi skakać z kwiatka na kwiatek (ma do tego prawo), drugi jest niedojrzały (niechaj poczeka), trzeci jest niezdecydowany (niechaj nie łudzi i nie robi nadziei), czwarty jest zapracowany (niechaj dba o karierę), piąty jest zagubiony (niechaj odnajdzie cel), szósty nie wie, czego chce, a siódmy się boi reakcji rodziny... Można wyliczać dalej.

Jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas popełnia błędy. Można by było uniknąć wielu spornych sytuacji lub zapobiec skrzywdzeniu drugiej osoby, gdyby ktoś odważył się na szczerą rozmowę. Myślę, że proste informacje: "nie chcę stałego związku", "nie interesuje mnie miłość", "nie angażujmy się" lub "spotkajmy się tylko na seks" zapobiegłyby wielu przypadkom bólu, rozczarowania i łez, a jeśli już pada stwierdzenie "bądźmy razem", niechaj te słowa wynikają z dojrzałości i odpowiedzialności.

A na koniec fotka: Rocznicowy prezent od Błękitnookiego Bzyczka. Dziękuję Ci, Kiciu.

środa, 22 lipca 2015

Sen 299. Filozofia życia


Siedzieliśmy na tarasie. Na stoliku paliła się świeczka, nad nami skrzyły się gwiazdy, lekki wietrzyk dmuchał nam w twarze, a z wnętrza domu dobiegał przyjemny głos Jasona Donovana. Błękitnooki rozlał wino i z przymkniętymi oczami zanurzył usta w swoim pucharku. Oparł głowę na zagłówku i zapatrzył się w ciemne niebo. "Do pracy wróciła dziś Andrea i wdrażałem ją przez pół dnia", oznajmił. "To ta dziewczyna, która tak długo chorowała?", zapytałem. "Przykra sprawa. Uważam, że nie jest jeszcze gotowa. Ma trudności z koncentracją, zawiesza się i gubi w projektach." "Potrzebuje trochę czasu, to chyba normalne po tak długiej nieobecności", sięgnąłem po papierosa. "Poczułem się strasznie głupio, gdyż wszedłem do jej biura i zastałem ją zapłakaną...", Błękitnooki opuścił głowę. "Jej mąż robił jakieś zdjęcia w górach i spadł z ponad sześćdziesięciometrowej skały. Znaleźli go dopiero po czterech dniach. Z tego co wiem, przestrzegano go, że teren jest trudny, a ten się uparł i pojechał, i to jeszcze sam", opowiadał. "Skusił swój los", pokiwałem głową i wychyliłem do dna swoją porcję wina. "Los losem, życie życiem, Bóg Bogiem, a i tak kończymy wszyscy tak samo - w piachu - nadzy, samotni, porzuceni i zapomniani", uniósł się nieco w fotelu i sięgnął po paczkę fajek. Skrzywiłem się, ale nie skomentowałem. "Gdy stykam się z takimi historiami, kompletnie przestaję wierzyć w Bożą sprawiedliwość i staję okoniem", kontynuował swój wywód. "To wierutna bzdura, że Bóg kocha wszystkich tak samo i że ludzie mają równe szanse. Dlaczego karani są przeważnie ci dobrzy i cierpią ponad swoje siły?" Spojrzał na mnie i oczekiwał odpowiedzi. "Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie", odparłem i zapaliłem kolejnego papierosa. "Prawdopodobnie każdy z nas musi się czymś wykazać w trakcie swojego życia - zaradnością, troską, miłością, pracą, poświęceniem lub całkowitą głupotą, cynizmem albo lenistwem. To jakieś zadanie do wykonania.", dodałem po chwilowym zastanowieniu. "Niektórzy nie dostali szansy na TO wykazanie się i ponieśli karę zbyt wcześnie", zauważył, a ja wyczułem aluzję. "Pamiętasz Weronikę?", Błękitnooki zmienił myśl, dostrzegając niepokój na mojej twarzy. "Gdzie był Bóg, gdy jej samochód zmiażdżyła ciężarówka pijaka?! Połowa ludzi z naszego roku była na pogrzebie." Zapatrzył się w ciemność. "Może był przy niej, pomógł jej, by nie cierpiała zbyt bardzo..." odpowiedziałem chyba bardziej sam sobie niż jemu. Zwrócił się do mnie i chwycił za rękę. "Wierzysz w to?", zapytał. "Jeśli Bóg istnieje, chciałbym, by w takich chwilach nie opuszczał ludzi i był przy nich. Ufam, że przybiera wtedy różne postaci i niweluje strach i ból. Jest wtedy śpiewającym ptakiem, kroplą deszczu, promieniem słońca, ciszą, pięknym wspomnieniem, myślą o bliskich, światłem, nawet duchem babci, który wychodzi naprzeciw nam...", zasępiłem się. Patrzył na mnie długo i przenikliwie. "Wierzę w to, że ani mąż Andrei, ani Weronika, ani nawet Elbi, o którym myślisz, a nie mówisz mi tego głośno, nie byli w tamtej chwili sami. My też nie będziemy. Być może za 500 lat nikt nas nie będzie kojarzył, ale pamięć o każdym z nas została zapisana tam - wskazałem palcem na gwiazdy - i powrócimy, gdy nadejdzie nasz czas, narodzimy się na nowo, spotkamy się ponownie, zapoznamy, pokochamy i przeżyjemy życie tak, by w nieokreślonej przyszłości wrócić jeszcze raz, i potem znów, i znów..." Uśmiechnął się i położył głowę na moim ramieniu.    

wtorek, 21 lipca 2015

Sen 298. Skrótowiec

1. Żyjemy i mamy się dobrze. Czasami dni mijają intensywnie, niekiedy żółwim tempem toczy się świat, który staramy się obserwować z naszego małego domku na obrzeżach osiedla. Przemijamy wraz z kwiatami i krzewami w ogrodzie, liczymy przylatujące i odlatujące ptaki, wsłuchujemy się w brzęczenie owadów i skreślamy daty w kalendarzu. Minuta za minutą, godzina za godziną, dzień za dniem...

2. Dziś w nocy wróciliśmy z trzydniowej wyprawy na płaskowyż w Campo Belo. Jak zawsze rozbiliśmy obóz i rozłożyliśmy namiot na naszej plaży tuż przy jeziorku i wypoczywaliśmy w otoczeniu głębokiej ciszy. W nocy z soboty na niedzielę solidnie dolało nam, gdyż nad rezerwatem przetoczyła się potężna burza, ale już rano było słonecznie i pięknie. A woda w cenocie przejrzysta i cieplutka jak herbata. Prawdopodobnie to był nasz ostatni wyjazd na płaskowyż przed podróżą do Polski.

3. Bilety już zamówione. W Londynie spędzimy kilka dni, a potem czeka nas trzytygodniowy urlop. Pod znakiem zapytania stoi nasz wyjazd do krajów arabskich. Planowaliśmy wybrać się na ośmiodniową objazdówkę po Turcji, lecz po ostatnim zamachu chyba zrezygnujemy. Ostatecznie będziemy śledzić rozwój sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie. Zawsze możemy wybrać się gdzieś na kilka dni w ofercie last minute. Jeśli okaże się to niemożliwe, odwiedzimy naszych znajomych w Polsce (Zabytkowe Miasto, Kraków, Warszawa, Trójmiasto).

4. Na początku sierpnia Błękitnooki Bzyczek znów udaje się w delegację do stolicy. Na cały tydzień zostanę sam. Jeśli do niego nie dołączę, prezenty kupimy w Sao Paulo po jego powrocie. Zaplanowałem sobie na czas jego nieobecności odnowić sypialnię. Wypatrzyłem już w centrum Belo piękną wzorkową tapetę. Wiem, że mu się podobała! Będzie niespodzianka.

5. Zyskaliśmy przyjaciela. To mały Enrique! Nie ma dnia, by do nas nie zaglądał. Wróciłem któregoś wieczoru z pracy i zastałem przy puzzlach dwóch zadowolonych mężczyzn - mniejszego z miską chipsów i colą, większego z kubkiem kawy. Siedzieli na podłodze w salonie i bawili się jak starzy znajomi. Widząc moje zdziwienie, Błękitnooki Bzyczek wzruszył ramionami i zatopił się z powrotem w układance, będąc wcześniej upomnianym przez gościa, że go nie słucha i nie uważa przy zabawie. Musiałem się oddalić i zająć własnymi sprawami. Zerkałem na nich z kuchni i przysłuchiwałem się z uśmiechem, jak mniejszy dyryguje większym, poucza go, poprawia i tłumaczy strategie układania puzzli. Moja dusza się radowała.