piątek, 5 października 2012

Sen 33. Prawdziwa twarz Markizy

Próbowałem ją lekceważyć przez cały dzień. Nie reagowałem na jej zaczepki i ironiczne miny, lekko gwizdała sobie pod nosem piosenkę, którą bardzo lubię. W końcu nie wytrzymałem i otworzyłem drzwi:
- Wynocha! - Uniosłem głos.
- Cyt, cyt, cyt... - cmokała pod nosem i przecząco kręciła głową. - Nie tak szybko, kochaniutki...
- Wynoś się tam, skąd przyszłaś!
- Zatem zatoczę koło - odgryzła się, przestała bujać fotelem i spojrzała mi w oczy. - Pewnie zapomniałeś o tym, że sam pozwoliłeś mi powrócić tak na dobre może jakieś pół roku temu...
- Nieprawda...
- Prawda! Kupowałeś mi same rarytasy, karmiłeś najlepszymi kąskami, a teraz to ja nie mam ochoty odchodzić, bo mi tu dobrze - skwitowała rozmowę.
- Nigdy ciebie przedtem nie widziałem jak teraz.
- Bo nie chciałeś. Ale wierz mi - byłam ciągle przy tobie.
Nadal stałem przy otwartych drzwiach i wskazywałem jej wyjście. 
- Mój drogi, pamiętaj, że jestem twoim życiem i twoją śmiercią - odepchnęła się nogą i zaczęła bujać fotelem w tylko sobie znanym rytmie.
- Co przez to rozumiesz?
Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem i zza falban obszernej sukni wyciągnęła czarno-białe zdjęcie. 
- To! - Rzekła krótko.
Nabrałem powietrza w płuca i zastygłem.
- Nie potrafię tego odrzucić...
- Dlatego tu jestem, kochaniutki.

3 komentarze: