poniedziałek, 1 października 2012

Sen 31. Nocne rozmowy

Dni uciekają jak szalone. Wstaję rano, wychodzę do miasta załatwić sprawunki, pojawiam się tam, gdzie jestem postrzegany jako narzucająca się persona non grata i wracam z pustymi rękoma do domu. Do pustego domu. Cisza. Pustka. Półciemność. Samotność. Załączam pralkę i patrzę w obracający się bęben lub nasłuchuję odgłosu wrzenia wody w czajniku. Ostatnimi czasy lubię też szum lejącej się wody w kuchennym zlewie. To jedyne odgłosy, jakie towarzyszą mi w ciągu ostatnich trzech tygodni. Owszem, wychodzę do miasta, jeżdżę na spotkania, rozmawiam z innymi w obcym języku, ale to trwa może godzinę, dwie i potem wracam do swojej domowej ciszy. Dom zaczął przemawiać swoim własnym językiem - wzdycha, sapie, zgrzyta, świszczy, skrzypie. Szczególnie słyszę go w nocy, gdy zakrywam się kołdrą na swoim małym poddaszu. Wtedy śpiewa swą tajemniczą pieśń i gra na nieludzkich instrumentach.
Jednak wczorajszej nocy nie byłem sam. Swoim zwyczajem po cichu wszedł do pokoju i usiadł na skraju łóżka. Czekał aż sam się obudzę. Podświadomie wyczuwam go, a on przechyla swoją głowę lekko na bok i uśmiecha się.
- Płakałeś... Czemu?
- Z różnych powodów... Ciężko mi.
- Wiem. Musisz to przetrwać. Zacznij wierzyć, że się uda.
- Dobijają mnie te puste dni, przeraża mnie ta cisza...
- Tęsknisz za domem...
- Też, ale za tobą chyba bardziej...
Wbił wzrok w podłogę i pokiwał głową. Po chwili wsunął się pod kołdrę i położył głowę na mej poduszce. 
- Wiesz, że tak musi być. - Powiedział.
- Wiem i to boli mnie najbardziej...
Zasnęliśmy. Prawie do samego poranka słyszałem jego bliski oddech, lecz gdy tylko otworzyłem oczy, jego już nie było. Pozostał po nim tylko odciśnięty ślad na poduszce. Smutno mi, bo nie wiem, kiedy znów do mnie przyjdzie.

1 komentarz: