niedziela, 29 czerwca 2014

Sen 157. Zwariowane pomysły Błękitnookiego

Wczoraj Błękitnooki przeszedł samego siebie. Z początku miałem ochotę go rozszarpać za to, co wymyślił, lecz dziś wspominam nocną wyprawę z uśmiechem. To było coś niesamowitego! Przyjechał po mnie do pracy, ale zamiast jechać do domu, skręcił na południe i wjechał na autostradę biegnącą w kierunku Campo Belo. Po niecałych sześciu godzinach podróży dotarliśmy na dalekie obrzeża parku narodowego - nieprzebytej dżungli poprzecinanej ogromnymi wąwozami, rzekami i jeziorami. Otoczyła nas dzika przyroda. Wytyczonym szlakiem udaliśmy się w kierunku majaczącego w oddali skalnego klifu, który prawie pionową ścianą spadał w las, ale zanim tam dotarliśmy, Błękitnooki zawiązał mi chustę na oczach. "To niespodzianka", szepnął i prowadził mnie żwirowaną dróżką. Może po dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Czułem pod stopami, że stoimy na krawędzi czegoś, ponieważ z dołu uderzał we mnie zapach wody i wilgoci. "Chcę to zobaczyć!", odezwałem się. "Jeszcze nie teraz! A teraz ściągamy buty", powiedział, cicho chichocząc pod nosem. "A po co?", zapytałem. "Będziemy skakać!", oznajmił wesoło. "Nie skoczę z zawiązanymi oczyma!", broniłem się. "Znamy się od podstawówki, tak? Ufasz mi?", zapytał. "Tak", odparłem, mocno trzymając jego rękę. "Nie pożałujesz! No to hop!", zawołał. I skoczyliśmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz