czwartek, 5 marca 2015

Sen 253. Brakujące wspomnienie

Zapatrzyłem się w okno. Próbowałem przypomnieć sobie coś sprzed wielu lat. Refleksja do dziennika spisywanego na różnokolorowych luźnych karteczkach, serii notatek poprzecinanych mnóstwem cytatów z książek, które wydawały się mądrymi. Jak to się stało, że zagościł w moim życiu? Pojawił się, narobił bałaganu i znikł.

Myślami krążyłem wokół dnia, może nawet wokół godziny, kiedy to wysiadł na brzeg ze swojej łódki. Zacumował przy brzegu, złożył wiosła i szurając butami na żwirowanej ścieżce znikł pomiędzy drzewami. Pamiętam, że zostawił tam wtedy książkę. Jaką? Nie potrafię przypomnieć sobie jej tytułu... Nie. To chyba nie był ten dzień.

A może to było wtedy, gdy wędrował szlakiem w stronę kolejki? Mijając mnie na polanie, zawołał: "Dzień dobry!" Stałem zwrócony plecami do niego i chłonąłem wiatr, okalały mnie zapachy łąki, usypiał szum drzewa. Odwróciłem się nieco zły, że zburzył mi ciszę, lecz zamiast upomnieć go, odparłem: "Dzień dobry." Stanął obok i zapytał: "Słyszysz, jak grają dzwonki w trawie?" "Pięknie, prawda?", odparłem. Tydzień później spotkaliśmy się ponownie w tym samym miejscu. Zamiast powitania zawołał: "Wiesz, marzyłem, by cię tu zastać..." "Ciiiii... siądź i posłuchaj koncertu świerszcza", szepnąłem i zrobiłem mu miejsce obok. Usiadł i został. Nie. To też nie był ten dzień.

A może to było w to deszczowe popołudnie? Zaczynała się jesień, ale było jeszcze ciepło. Wracałem do domu całkiem przemoczony. Na bosaka brodziłem w kałużach rozlanych po ulicy, gdyż tenisówki niosłem w ręku. Siedział na ławce pod kasztanem i czytał gazetę. Gdy przechodziłem obok, zawołał: "Czy ta woda nie jest zbyt zimna?" "Letnia jak herbata", odpowiedziałem i spojrzałem na niego. Uśmiechnął się, a po chwili zaczął rozwiązywać buty. "No to zobaczymy!", zawołał radośnie i bosymi stopami wszedł do kałuży, w której akurat stałem. "Uwielbiałem to robić, jak byłem mały", zaśmiał się i zaczął przeskakiwać z nogi na nogę. "Już taki mały nie jesteś", zauważyłem. "Nie szkodzi!", zaśmiał się. Nie. To też nie był ten dzień.

A może to było w parku, kiedy zaczęły spadać z drzew liście? Siedziałem wtedy na ławce z twarzą wystawioną do słońca. Niespodziewanie ktoś usiadł obok mnie. Zerknąłem ukradkiem i ponownie zamknąłem oczy z nadzieją, że ten ktoś prędko odjedzie. "Przepraszam, że przeszkadzam", odezwał się po chwili. Spojrzałem na niego spod wpółprzymkniętych powiek. "Chciałem tylko powiedzieć, że śniły mi się twoje buty ustawione obok moich...", nieśmiało się odezwał i spuścił wzrok. "Tak. Wiem. Miałem ten sam sen. Śniły mi się twoje buty ustawione obok moich", odparłem po chwili. "Co teraz zrobimy?", zapytał. "To proste. Ustawimy buty obok siebie i będziemy śnić wspólnie", odpowiedziałem. Ale to chyba też nie był ten dzień.

Nie pamiętam tego momentu, kiedy się pojawił. Pamiętam za to chwilę, kiedy zniknął...

2 komentarze:

  1. Nie martw się tym - to wspomnienie znajdzie się w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy już przestaniesz go szukać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie pamiętam kiedy pojawił się ten jedyny. W zasadzie to mieszkaliśmy k/siebie więc po prostu był i mijaliśmy się, ale pamiętam ten pierwszy raz kiedy z drżeniem go dotknąłem.

    OdpowiedzUsuń