piątek, 29 maja 2015

Sen 281. Enrique

Poznałem go wczoraj po południu. Porządkowałem frontową część domu, gdy dostrzegłem go po drugiej stronie ulicy. Kucał przy rowerze i prawdopodobnie naciągał łańcuch. Nie zwróciłbym na niego uwagi, gdyby nie jego ubranie - niebieska koszulka i do połowy łydek podwinięte spodnie ogrodniczki. Chodząca kopia małego Elbiego! Uśmiechnąłem się na wspomnienie roześmianej buzi i łobuzerskiego spojrzenia sześcioletniego Elbiego. Po chwili odjechał, a ja wróciłem do swoich zajęć. Jednak nie na długo, gdyż w jakiś czas później z zamyślenia wyrwało mnie głuche pacnięcie i brzdęk. Chłopaczek w niebieskiej koszulce miał kraksę tuż przy chodniku. Zdumiony tym, co się stało, siedział na ulicy i z niedowierzaniem patrzył na swój rower.
Podszedłem i wyciągnąłem do niego rękę. "W porządku?", zapytałem. Spojrzał na mnie i pomogłem mu wstać. Zauważyłem otarcia na kolanach i łokciu. "Trzeba to opatrzyć. Mam w domu plaster. Poczekasz tu na mnie?", zagadnąłem go i ściągnąłem rower z ulicy. Kiwnął głową na zgodę. Posadziłem go na krzesełku tuż przed domem. Dokładniej się mu przyjrzałem, gdy zaklejałem jego otarcia. Miał dłuższe włosy, koloru ciemnej kawy z mlekiem, "na mokro" przyczesane na prawą stronę z wyraźnym przedziałkiem po stronie lewej, duże orzechowe oczy i mały nos. Sylwetka jego była szczupła i raczej wątła. "Jak masz na imię?, zapytałem. "Enrique", odparł po chwili. "Czy mój rower jest zepsuty?", zapytał. "Nie, raczej nie", odpowiedziałem. "Gotowe!", oznajmiłem mu, gdy skończyłem zalepiać jego skaleczenia. "Wiesz co, jesteś bardzo dobry", zaskoczył mnie. "Dziękuję! A ty jesteś bardzo dzielny", pochwaliłem go.
Wtem ktoś krótko zatrąbił. Błękitnooki wjechał na podjazd przed garażem. "O! Twój brat przyjechał!", Enrique przyglądał się mu, gdy wysiadał z pojazdu. "Brat?", zapytałem. "Moja mama mówiła, że mieszkasz z bratem i jesteście z bardzo daleka". "Ach, tak! To prawda! Jesteśmy z bardzo daleka.", odparłem, uśmiechając się. Nieco zdziwiony Błękitnooki  z teczką w ręku podszedł do nas. "Dasz sobie radę?", zapytałem małego gościa, gdy zauważyłem, że podnosi rower. "Dam!", zawołał i, nie pamiętając wypadku, wsiadł na pojazd i zniknął za krzewami. "Sąsiedzkie odwiedziny?", zapytał Błękitnooki. "Coś takiego", odpowiedziałem i weszliśmy do domu.

11 komentarzy: