poniedziałek, 17 września 2012

Sen 24. We mgle tajemnic

Drzwi zaskrzypiały ciuchutko. Duży biały kot śpiący w nogach łóżka podniósł głowę i błyszczącymi oczyma świdrował ciemność. Po chwili wyciągnął do przodu łapy, wygiął grzbiet i miękko przeszedł w stronę poduszki, by zeskoczyć stamtąd na dywan i czmychnąć pod łóżko.
Przez szparę pod drzwiami do sypialni zaczęła wdzierać się gęsta mgła. Najpierw spowiła nieprzeniknionymi oparami kąty, zawisła nieruchomo pod sufitem, wpełzła we frędzle zasłon i pomiędzy nici dywanu. Zastygła niczym zeszklona żelatyna, unieruchamiając w swym wnętrzu każdy sprzęt, powietrze, rosę potu na czole śpiącego, jego sny i myśli, w tym uciśnieniu przestała krążyć jego krew i płyny ustrojowe. W bursztynowej pułapce blaskiem seledynowego utajenia mignęły oczy uwięzionego kota, który, wydając gardłowy pomruk, zastygł z półotwartym pyszczkiem. Mgła wdarła się do jego wnętrza, otoczyła jego wnętrzności, wlała się do komór serca, wypełniła swą gęstością zwoje mózgowe i uśpiła zwierzę. Blask jego oczu znikł, zaciągając matową zasłonę na białka i źrenice. Cały pokój znieruchomiał i zdrętwiał.
Drzwi ponownie skrzypnęły i przez szczelinę wsunęła się do pokoju dłoń. Długie i subtelne palce odnalazły kontakt i załączyły górne światło. Podniosłem głowę i ujrzałem znaną sobie postać. Usiadłem na łóżku, podwinąłem nogi pod siebie i czekałem aż podejdzie. Z początku nie zauważyłem, że korpus mojego ciała nadal leży pod pościelą. Obok mnie spał kot zwinięty w kłębek, lecz gdy chciałem go pogłaskać, moja dłoń zapadła się niby w unikalnym widmie i zaczęła znikać. Dotkąłem swojej twarzy, lecz niczego tam nie było. Przeniosłem rękę na śpiącego siebie i wyczułem fizyczny opór ciała. Było zimne i jakby skamieniałe. Nie oddychało, lecz drżało niby z zimna. Przyjrzałem się sobie - lekko rozchylone usta, lekko zaróżowione poliki, gładkie czoło i jasne włosy rozrzucone na podusze, a wiele z nich w nieładzie pokrywało część twarzy i bezczelnie wdzierało się do oczu, ust i uszu. Chciałem je odgarnać na bok, lecz jakby zmagnesowane wracały na swoje miejsce.
Postać zbliżyła się do łóżka i była już na wyciągnięcie ręki. Gdy usiadła, biały kot już siedział na jej kolanach i wyniośle przeciągał się i prosił o pieszczoty. Oparłem głowę o pobliskie drzewo i zapatrzyłem się w niebo. Chmury płynęły pchane niewidzialnym wiatrem, pośród nich kołował sokół bądź jastrząb. Przykryłem rąbkiem kołdry śpiącego kota, by nie stał się ofiarą drapieżnika i wziąłem do ręki dłoń mojego towarzysza. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Wskazał niemym gestem stolik i zza siebie wyciągnął kruche ciastka z makiem i dwa kubki kawy. Usiedliśmy. Kot od razu wskoczył na stół i prosił o łakocie. Nawet nie zdążył się zbliżyć, gdy ze świstem z nieba spadł sokół i wbił szpony w jego grzbiet. Na stole zakotłowało się, kubki przewróciły się, ciastka pospadały na dywan. Lampa nad stołem huśtała się we wszystkie strony. Mój towarzysz wstał i pogłaskał sokoła po głowie, a ten uleciał w niebo, zabierając ze sobą swoją zdobycz.
Zaczęło się ściemniać. Ani boczna lampka, ani światło górne nie dawały wystarczającej jasności. Las zaczynał pogrążać się we śnie. Wstaliśmy od stołu i przeszliśmy do sypialni. Pocałował mnie w czoło i położył się obok. Naciągnął kołdrę i poprawił poduchy. Obudzony kot wyszedł spod łóżka i, miaucząc, wskoczył na pościel. Pogłaskał go i spojrzał mi w oczy.
- Chyba popełniłeś błąd - szepnął.
- Wiem...
- Jesteś tak daleko i tak blisko zarazem - wydusiłem po chwili.
- Zawsze jestem za daleko - wsunął rękę pod mój kark i mogłem do niego przylgnąć bardziej. Czułem bicie jego serca. Słyszałem, jak przymykał powieki i gdy głęboko wzdychał, jego klatka piersiowa się podnosiła i opadała.
- Martwisz się tym? - Spytałem.
- Nie, raczej nie. Nasza bliskość jest nieokreślona - odparł.
- Wiem, że nie ma ciebie tutaj i już nie będzie - wyszeptałem i ucałowałem go w czoło.
- Właśnie. Trzeba nam trwać, będąc blisko oddalonymi od siebie...
- Nadzieja umarła, gdy...
- Nie, to umarł tamten czas - oddał pocałunek i zamknął oczy.
Mgła zniknęła i zasnęliśmy przytuleni z kotem w nogach pośród szumu jesiennego wiatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz